środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 2

*Edward*

- Jacob!? - zawołałem i w ciągu jednej sekundy, zjawiłem się w pokoju mojej córki.- Robi się późno. Renezmee musi iść spać.- powiedziałem z triumfalnym uśmiechem. Dobrze wiem, że są w sobie na zabój zakochani, i że nic nigdy tego nie zmieni, ale mimo tego takie przekomarzanie się z nimi jest bardzo zabawne. Poza tym, niektóre myśli Jake'a, na prawdę przechodzą jego samego, a ja muszę bronić mojej małej córeczki. To wydaje się absurdalne, bo wiem, że w efekcie wpojenia, Nessie nie grozi żadna krzywda przy Jacobie, ale mimo to mam go czasami ochotę rozszarpać, jak tak sobie marzy. 
- Ale tato...- jęknęła moja córka.- Nie wiedzieliśmy się tak długo.- posmutniała. Nie potrafiłem patrzeć na jej smutną minkę. Westchnąłem.- Dobra. Ale o 22:00 masz się zmywać.
- Dzięki Edward.- uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Rozstanie z moją córką kosztowało go tyle samo, co ją. Przypomniało mi się, jak jeszcze ja i Bella nie byliśmy małżeństwem i każdą wolną chwilę spędzałem z dziewczyną. 
- No ok...- powiedziałem i wyszedłem z pokoju.- Ale...- postanowiłem im nie podpuszczać, bo z myśli Nessie już zdążyłem wyczytać" "O ZGODZIŁ SIĘ. TRZEBA TAK PRÓBOWAĆ CZĘŚCIEJ!"- O tej 22:00 masz się stawić pod drzwiami naszego domu Jacob!
- No dobra, dobra.- zaśmiał się i zwrócił się do Renesmee. Uśmiechnąłem się na widok ich szczęścia i poszedłem do salonu, gdzie na kanapie czekała Bella.
- O co ci chodzi z Jacobem?- spytała. Chyba miała do mnie pewien żal, że tak go traktuje. Jakby nie patrząc, przed laty on i jego wataha już nie raz nam pomogli. Lubię go. To nie tak, że nie. Lubię i szanuję, ale czasem naprawdę mnie denerwuje. Może dlatego, że jestem nadopiekuńczym ojcem, a w moim życiu Nessie, jest jedną z dwóch najważniejszych osób? A może dlatego, że kiedy Bella była jeszcze człowiekiem, Jacob robił wszystko żeby to z nim była? Bardzo ją kochał. Próbował namówić ją z wszystkich sił, żeby zostawiła mnie i została z nim. Nienawidził mnie, a ja go. Byliśmy prawdziwymi rywalami o serce Belli. I chodź już od dziesięciu lat, Jake nie widzi świata poza Renezmee, ja chyba nadal mam do niego o to urazę, mimo, że sam uważałem, że tak będzie dla Belli lepiej. Nie wiem jak mogłem być takim głupcem. Przecież Bella nie może być szczęśliwa be ze mnie, tak jak ja nie mogę być szczęśliwy bez niej. No proszę... Niby mój mózg był tak wampirzo-idealny, a mimo to popełniał takie błędy...
- Edward?- usłyszałem melodyjny głos mojej ukochanej.- Odpowiesz mi?
- To na żarty.- przyznałem. Nie było to kłamstwo. Serio większość były to tylko żary, bo z dnia na dzień coraz bardziej przekonywałem się do ich związku (no chyba, że akurat Jacob palnie coś jakąś głupią myślą, wtedy już nie).- A tak poza tym... Nie wiem...- westchnąłem. Nie chciałem okłamywać żony, ale też wstydziłem się powiedzieć prawdę... Jednak ona cierpliwie spoglądała na mnie, czekając na dalsze wyjaśnienia. - No, bo spójrz Bello... Jeszcze zanim urodziła się Renezmee... Zanim się pobraliśmy, Mówiłem Ci, że lepiej byłoby ci z nim, a tak naprawdę bałem się jak cholera, że mnie posłuchasz. Chyba nadal w to we mnie siedzi. - kąciki jej ust podniosły się ku górze.
- Oj kochanie.- przytuliła się do mnie. - Kocham Cię bardzo i nigdy nie zostawię. A Jake... wpoił sobie naszą córkę.
- Wiem.- westchnąłem.- Naprawdę staram się to zaakceptować.
- Bynajmniej mamy pewność, że Nessie tak jak my będzie szczęśliwa, na wieczność.- no nie powiem przekonała mnie tą sugestią.
- Masz rację.- uśmiechnąłem się. - Już wolę tego idiotę w rodzinie, ale mieć pewność, ze kocha naszą córkę najbardziej na świecie, niż jakiegoś człowieka, którego byśmy może jeszcze musieli przemieniać i znów bawić się w szopkę z Volturii. - aż się wzdrygnąłem. Dobrze pamiętam, jak nasz wampirzy sąd przyszedł aby pozabijać moją rodzinę, za stworzenie "nieśmiertelnego dziecka". Na szczęście przekonał się, że moja córka jest niegroźna i jest hybrydą.
- Jasne, że mam rację,- zaśmiała się i ujęła moją twarz w dłonie, po czym pocałowała namiętnie w usta. 
- Nie przy ludziach co?- usłyszałem śmiech Jacoba. Oderwałem się od Belli i spojrzałem w jego stronę. Zmierzał właśnie do kuchni. 
- Ty bynajmniej nie znasz moich myśli, kiedy całuje Bellę. A I ONA NIE JEST TWOJĄ CÓRKĄ.- Powiedziałem przez zaciśnięte zęby, wspominając moje podsłuchy przez ostatnich kilka godzin.
- Nikt nie karze Ci czytać w moich myślach, przyjacielu.- zaśmiał się, wychodząc z kuchni z szklanką pełną soku. 
- Nie za pewnie się tu czujesz?- za tę uwagę dostałem sójkę w bok od żony. Za to Indianin nic sobie z niej nie zrobił.
- Nie zbyt.- wzruszył ramionami, popijając łyka.- Jeśli pozwolisz żebym wrócił teraz do twojej córki... Chyba, że to złamie Ci serce to nie.- uśmiechnął się szyderczo.
- Znikaj mi z oczu, bo nie ręczę za siebie.
- Jasne. Tato.
Prychnąłem tylko i naburmuszony wgapiałem się w ogień  kominka, próbując się uspokoić.
- To nie śmieszne. - skomentowałem, kiedy usłyszałem chichot Belli.
- Właśnie, że tak. Zachowujecie się jak dzieci, nawet nie wiecie jaki z Renesmee mamy z was ubaw.- wydusiła przez śmiech.
- Ha ha ha.- wywróciłem oczami. 
- Oj nie denerwuj się tak.- ucałowała mój policzek. - Czy jutro tez idziemy do Carlisel'a?- spytała, przybierając poważna minę.
- Tak.- potwierdziłem, najciszej jak umiałem.- Wolałbym, żeby Nessie i Jake tego nie słyszeli Bello.- wyszeptałem.
- Jasne.- pokiwała twierdząco głową.- Porozmawiamy, jak mała pójdzie spać...- zaproponowała, a ja przytaknąłem... Wiem o co Bella chcę mnie prosić i wiem też, że nie mam prawa jej odmówić... Nie tyle co prawa, ale nawet nie mam serca tak skrzywdzić mojego dziecka... Nie jestem tylko pewien, czy Jake na to pójdzie. Chociaż... Jeśli to co słyszałem o wpojeniu jest prawdą, wilk nie wyobraża sobie życia bez tej jedynej osoby, więc zrobi dla niej wszystko, spełni każdą zachciankę, pójdzie za nią wszędzie...
- Stawiam się Edward!- Jacob pojawił się przy drzwiach, a zaraz obok niego Renesmee. 
- Punktualnie.- skomentowałem.- Może jednak coś z ciebie będzie.
- Tak dzięki.- prychnął i ściągnął z wieszaka kurtkę, która zresztą nie była mu do niczego potrzebna, bo nigdy nie odczuwał zimna czy gorąca, przez temperaturę ciała, ale pozory trzeba zachowywać. Ludzie nie mogą nabrać podejrzeń, że wśród nich są osoby, wręcz z legend powyciągane. 
Jacob założył ubranie i jednym ruchem ręki, złapał Nessie w pasie, po czym przyciągnął do siebie. - Do jutra słonko.- musnął jej usta, jak dla mnie zbyt czule, ale dobra... odpuśćmy im. Naprawdę starałem się nie reagować na myśli Jacoba, ale on nie umiał ich hamować. Ciągłe wysłuchiwanie pocałunków z MOIM DZIECKIEM z JEGO PERSPEKTYWY, była denerwujące.
W końcu oderwali się od siebie.
- Możesz przyjść jutro po południu?- zapytała Renesmee, zapinając mu kurtkę po szyję, bardziej w geście symbolicznym, mówiącym, że troszczy się o niego. Doskonale wiedziała, że nawet bez koszulki na Antarktydzie, nie byłoby mu zimno. Jak mógł zmarznąć z temperaturą ciała, prawie 50 stopni?
- Dlaczego dopiero po południu?- zapytał.
- Chciałabym odwiedzić Alice, dziadka, babcie i tak dalej.- uśmiechnęła się. 
- Yhm Nessie...- zacząłem, uświadamiając sobie, że Renesmee nie powinna jutro znajdować się w domu Callenów. Na pewno nie o tej samej porze, co ja i Bella. Na poczekaniu wymyśliłem całkiem niezłą wymówkę. - Może lepiej niech po prostu Jake przyjdzie rano i wcześniej pójdzie?- zaproponowałem, jakby od niechcenia. - Odwiedzisz rodzinę później. Rano wybieram się tam z mamą i bynajmniej pobędziecie trochę sami, a ja nie będę musiał wysłuchiwać myśli twojego chłopaka.  
Wszyscy byli zszokowani moją propozycją, ale oczywiście przystali na nią. Bella spojrzała na mnie zdziwiona, ale już po chwili zrozumiała o co mi chodzi. Dyskretnie, lecz porozumiewawczo, się do mnie uśmiechnęła.
- Dobry pomysł Edward.- powiedział zadowolony Jacob.- Będę tak wcześnie jak to możliwe. - znów pocałował moją córkę. - Śpij dobrze Nessie. Puścił ją i otworzył drzwi.- Dobranoc Edward. Dobrej nocy Bells.- zwrócił się do nas i wyszedł. Słyszałem jak schodzi po stopniach i jak stawia kroki na naszym trawniku. Powiedział  jeszcze "Kocham Cię", bo doskonale wiedział, że moja córka zdoła to usłyszeć. Nawet ja się uśmiechnąłem. Bella ma rację... Moja córka jest obiektem wpojenia, więc nigdy ie zostanie zraniona przez swoją miłość. Powinienem się cieszyć. 
- Dobranoc.- Renesmee ucałowała nas i pobiegła do swojego pokoju.
Bella usiadła na kanapie, zamykając oczy. Podejrzewam, że przysłuchiwała się temu, co robi moja córka. Ja również się do tego przyłączyłem, ale trochę inaczej. Nie słuchałem tego, co Renesssme robi, a raczej tego o czym myśli...

"Tylko dlaczego??? To takie niesprawiedliwe... Dlaczego tata nie może polubić Jacoba? Przecież przed moimi narodzinami, było wszystko w porządku. Czy naprawdę tak bardzo boli go fakt, że chłopak wpoił mnie sobie, tuż po moich narodzinach? Przecież wpojenie to takie coś czego nie kontroluje. Zresztą widziałam minę Indianina, kiedy do mnie podchodził. Był wściekły. Chciał mnie ukarać za to, że "zabiłam" mamę. BA! Ile razy słyszałam, jak rozmawiając wtedy z kobietą mówił na mnie "to coś", "potwór", "morderca"...Jednak kiedy spojrzał mi w oczy, już wiedział, że nie ma innej drogi. Nie mam muz za złe, że źle o mnie myślał... Ja sama krzywię się na myśl o tym, że prawie zamordowałam własną matkę, ale co ja mogłam? Byłam wampirzym dzieckiem w ciele najzwyklejszej, kruchej kobiety... Dobrze, że już jako płód byłam na tyle rozumna, że kiedy tata powiedział do brzucha, że robię mamię krzywdę, starałam się wykonywać delikatniejsze ruchy, aby tylko nie połamać jej kolejnych żeber."


Zauważyłem, że przemyślenia mojej córki, plątają się. Na początku rozmyślała o Jacobie, przez wpojenie, a teraz, że jako płód - raniła moją żonę. Taka plątanina oznaczała tyle, że za moment Nessie pogrąży się w śnie, a ja miałem zamiar jeszcze dziś, odpowiedzieć jej na pytani, które zadawała sobie w myślach.

Podszedłem do drzwi sypialni dziewczynki i lekko je uchyliłem. Renesmee odwróciła się w moją stronę.
- Hej tato.- powiedziała, najwyraźniej przebudzona.
- Jeśli jesteś bardzo zmęczona...- zacząłem, ale nie dane mi było skończyć. Nessie pokręciła głową i wskazała, żebym usiadł obok niej. Uśmiechnąłem się do niej blado i wykonałem polecenie.
Kiedy Renesmme zauważyła wyraz mojej twarzy, od razu zorientowała się co jest grane i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Znów oglądałeś sobie, moje myśli.- stwierdziła pioronując mnie spojrzeniem, na co mimowolnie się zaśmiałem. - Tato.- jęknęła cicho i uderzyła mnie lekko w ramię, ale ją to zabolało bardziej.- Tak się nie robi, czy w tym domu tylko ty i mama macie prawo do prywatności?- spytała naburmuszona.
- Przepraszam cię Nessie, ale to było niedobrowolne. Usłyszałem kawałek o mnie i wsłuchałem się. - wyjaśniłem przepraszającym tonem.
- Tak, oczywiście...- odparła ironicznie i odwróciła się o de mnie plecami.
- Dobrze mniejsza.- westchnąłem, postanawiając sobie, że nie będę tyle przesiadywał w głowie córki.- Chciałabyś wiedzieć, dlaczego tak podchodzę do Jacoba, prawda? - Renesmee odwróciła się w moją stronę i spojrzała, na mnie. Zastanawiała się czy pytać, czy nie. W końcu ciekawość wygrała z złością i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zacząłem. - No bo widzisz córeczko... To nie takie proste. Masz dopiero 10 lat i...- chciała mi przerwać, ale uciszyłem ją przykładając sobie palec do ust.- Wiem, że rozumowanie i wygląd masz siedemnastolatki. Przecież jak miałaś marę tygodni już mówiłaś i chodziłaś, ale to nie zmienia faktu, że lat masz 10... Jest mi trudno przyzwyczaić się do faktu, że Jacob chwili bez ciebie wytrzymać nie może. Zawsze tak było, ale raczej jako przyjaciele, dopiero niedawno poczuliście do siebie, coś większego i zostaliście parą... Za to kiedyś walczyłem z nim o serce Belli.- zniesmaczyłem się na wspomnienie tych paru lat wstecz, na co Nessie się zaśmiała.
- Nadal czujesz do niego o to urazę?- spoważniała i podparła się na łokciu.
- Sam nie wiem.-wzruszyłem ramionami.- Być może...
- Oj tato...- westchnęła- To nie wina Jacoba, że coś do niej czuł... Ale spójrz na to z innej strony, Wiem, że szczęście mamy jest dla ciebie cenne. Pamiętaj, że ona nigdy nie chciała tracić przyjaźni z Jakiem, ale on coś do niej czuł i po przemianie nie miał już się zbliżać... Po wpojeniu zaczął traktować mamę tylko jako najlepszą przyjaciółkę i stał się częścią naszej rodziny. Przecież tego, tak bardzo wtedy pragnęła.
- Czemu cytujesz Jacoba, skarbie?
- Akurat ten moment najbardziej zapamiętałam.- zachichotała uroczo.- Miałam zaledwie dwa dni, a już rozumiałam, że mama jest bardzo wściekła na Jake'a, że wpoił sobie jej malutkie dziecko... Rzuciła się na niego, a ja tak okropnie się wtedy bałam... Zresztą... Co będę ci mówiła, spójrz.
Przyłożyła mi dłoń do policzka i pokazała szczegółowo, tamten dzień, kiedy Bella została przemieniona. Nessie była trzymana wtedy na rękach u Rosalie i wstrząśnięta przyglądała się wściekłej Belli, idącej ku Jacobowi, podczas kiedy resztę rodziny to bawiło.
- naprawdę się bałaś o tego głupka.- zaśmiałem się, a Nessie wytknęła mi język.- Dobra córciu... Postaram się być milszy. Ale nie obiecuje, twój ukochany czasem się zapędza.
- Jasne.- westchnęła i uśmiechnęła się.
- Dobranoc. Śpij dobrze,- pocałowałem jej blade czółko i wyszedłem z pokoju, zamykając drzwiczki.

W salonie dopadła mnie Bella, która wskoczyła na mnie, oplątała nogi wokół mojego pasa i musnęła w usta.

- To bardzo miłe z twojej strony.- uśmiechnęła się i pogłaskała po policzku. - To, że tak jej wszystko wyjaśniłeś.
- Nie dobra ty, podsłuchiwałaś.- pocałowałem ją w policzek.
- Tylko odrobinę.- puściła mi oczko i zeskoczyła na podłogę, tak cicho, że normalny człowiek, w ogóle by nie usłyszał. Zwinnym krokiem podeszła do półki z filmami i wyciągnęła z niej jakąś płytkę.
- Oglądamy?- zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha. Bella nigdy nie lubiła nudnych romansideł, więc gusty pod tym względem mieliśmy podobne. Tym razem wybrała jakiś kryminał, a ja byłem oczywiście za.
- Kochanie...- zacząłem włączając TV.- A nie chciałaś mnie o coś zapytać?
- Jutro.- stwierdziła.- Wolę, żeby Nessie nie słyszała.
- Nie powinna usłyszeć.- zapewniłem ją.
- Ale może. I nawet jak usłyszy to przez sen, będzie jej się to śniło. Bardzo często tak ma.
- Wiem.- westchnąłem.- Czy to ma coś wspólnego z wyjazdem?- zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź. Bella przyłożyła sobie palec do ust i tylko pokiwała twierdząco głową.
Włączyłem film i usiadłem na kanapie, zaraz przy mojej żonie, a ta wtuliła się we mnie.


Czytałem właśnie jedną z książek, którą wyciągnąłem z biblioteczki, kiedy usłyszałem, że ktoś stąpa po naszym trawniku. Bicie serca, i ciepło bijące od ciała gościa, dało się wyczuć już tutaj. Jacob, pomyślałem i podszedłem do drzwi, otwierając je.

- Witaj Jake.- przywitałem się z chłopakiem, a ten jednym susem przeskoczył trzy stopnie i znalazł się na werandzie.
- Cześć Edek.- wygiął usta w głupkowatym uśmieszku. - Przyszedłem do Nessie.
- No co ty? Nie wiedziałem.- parsknąłem śmiechem i wpuściłem go do środka.

Indianin przekroczył próg naszego domu, a już po kilku sekundach, w jego silnych ramionach, znajdowała się moja córka, ściskają go z całych sił.

- Cześć księżniczko.- przywitał się z nią i pocałował w policzek. W jego myślach wyczytałem, że nie chcę mnie prowokować, ale gdyby nie moje zdolności, pocałowałby ją w usta. To poniekąd, było miłe z jego strony.
- Hej.- uśmiechnęła się promiennie.
- Jeszcze w pidżamie?- zapytał, śmiejąc się.
- Zapomniałeś, że jestem śpiochem? - zachichotała.
- No faktycznie.- przyznał jej rację.
Naprawdę starałem się ignorować ich myśli. To nie tak, że specjalnie w nich czytam. Ale kiedy ta dwójka jest razem nie da się ich uspokoić. W ich głowach panuje kompletne zawirowanie. Muszę się na prawdę mocno skoncentrować, aby nie zaglądać w przemyślenia tej dwójki. One wręcz same wyrywały się im z pod kontroli. Dla mnie- wampira z darem czytania w myślach- unikanie ich, kiedy są razem, było jak zatykanie uszu, podczas koncertu. Może nie docierały do mnie wszystkie, ale nie dało ich się po prostu wymazać. To już nie była moja wina. Jedyne co mogłem zrobić, to udawać, że nic nie słyszę.
- Zrobiłam wam śniadanie.- z kuchni wyszła moja żona, trzymając w rękach tacę pełną kanapek.- Skusi się ktoś?
Jacob szeroko się uśmiechnął na widok góry jedzenia, a moja córka lekko się skrzywiła i przełknęła ślinę.
- Przykro mi Renesmee.- westchnęła Bella, zauważając jej minę.- Ale twój organizm nie jest w stanie wytrzymać tyle bez posiłku i od czasu do czasu musisz coś zjeść. Nie puszczę cię samej na polowanie. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.- Wybierzemy się na nie jutro, zgoda?
- Jasne.- odparła. Wiedziałem, ze przełknie to ochydstwo, aby zrobić Jakowi przyjemność.
Jacob pogłaskał kciukiem, wierzch jej dłoni.
- Smacznego.- powiedziałem z nutką obrzydzenia.
- Przyda się.- westchnęła i pociągnęła chłopaka do kuchni.
- Belo...- spojrzałem znacząco na swoją żonę, która dyskretnie skinęła głową. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia po co my tak staramy się zachowywać cicho, aby Nessie nie nabrała podejrzeń, skoro i tak razem z Jacobem, byli zbyt zajęci sobą, żeby chociaż na nas spojrzeć, a co dopiero się przysłuchiwać...
- Renezmee, skarbie, wychodzimy.- odparła Bella.- Do Cullenów.- dodała.
- Yhy.
- Chodźmy.- powiedziałem i otworzyłem drzwi, przez które przeszła. - Do zobaczenia!- krzyknąłem jeszcze przez ramię, ale nie odzyskałem odpowiedzi. Westchnąwszy rzuciłem się biegiem za moją żoną. Pogoda była dziś ponura, ale to jest Forks. Dziwne byłyby tu upały. Na szarym niebie, kłębiły się ciemne chmury. Zbliża się deszcz.
Po kilku sekundach biegu po lesie, dotarliśmy do rzeczki, którą razem przeskoczyliśmy i znów pobiegliśmy w gąszcz.
- Pierwsza.- zaśmiała się Bella, wskakując na pierwszy, kamienny schodek, prowadzący do wielkiego domu.


- Ja wystartowałem później.- udałem obrażonego, na co Bella uroczo się zaśmiała.

- Przykre Edwardzie.- westchnęła.
W salonie zastaliśmy całą rodzinę. Po ich twarzach było widać, że są zdenerwowani. Co do jednego... Zapewne, gdyby wszedł tu teraz człowiek i zastał ich w takim stanie, pomyślałby, że to posągi. Nikt nie oddychał, nikt nie mrugał i każdy był wgapiony w jeden punkt. Panowała idealna cisza. Głucha cisza. Alice stała oparta o mój fortepian, za to Jasper stał kilka metrów za nią ze wzrokiem wbitym w podłogę. Carisle siedział na fotelu, a Rosalie, Esme i Emmett zajmowali kanapę. Wyglądali bardziej jak manekiny na wystawie, niż ludzie.
Bella ścisnęła moją rękę, abym na nią spojrzał. Wzrokowo spytała mnie "o co chodzi", oczekując wyjaśnień, dzięki mojemu darowi.
- Ludzie są coraz bardzie podejrzliwi...- wyznałem, po chwili ciszy. - Wyczytałem z myśli Carlisle'a, że jakiś pracownik ze szpitala znalazł zdjęcie sprzed kilku lat i wszyscy byli zdziwieni, że tata się nic nie zmienił.- kontynuowałem, bo wiedziałem, że Bella chce znać jak najwięcej szczegółów.- A później jak na złość zjawili się Rosalie z Emmettem, ponieważ chcieli odwiedzić go w pracy... Oczywiście nikomu nie umknęło, że oni również się nie zmienili i zgodnie stwierdzili, że to bardzo dziwne, bo cała nasza rodzina, to nieziemsko piękne osoby, a nie mamy wspólnych genów... Wszyscy myślą, że Carlisle i Esme nas adoptowali, a mimo to jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż większość tutejszych rodzin.

*Bella*

Po wyjaśnieniach Edwarda, Carlisle poderwał się z fotela i stanął na przeciwko nas wszystkich. Siedem par oczu, zwróciło się ku doktorowi.
- Musimy stąd wyjechać.- Odparł wreszcie.- I to jak najszybciej. Mieszkamy w Forks już prawie czternaście lat, to zbyt długo jak na wampiry. Ludzie nie mogą się o nas dowiedzieć. - dodał tak szybko, że zajęło mu to mniej niż 2 sekundy. 
- Kiedy jedziemy?- zapytała Alice.
- Za dwa tygodnie.- odpowiedział jej i znów zwrócił się do nas wszystkich.- Jak tylko Renesmee będzie wyglądała na osiemnaście lat i przestanie się starzeć. Zmieni się minimalnie, ale lepiej dmuchać na zimne. Nie będziemy ryzykować, że się wyprowadzimy, a następnego dnia młoda będzie o kilka centymetrów wyższa. Czekamy, aż przestanie się starzeć i wyjeżdżamy.- popatrzył się po nas, a jego wzrok zatrzymał się na mnie.- Wiem Bello, że będzie Ci ciężko zostawić Charliego, ale to nieuniknione. 
Przytaknęłam tylko. Oczy mnie zapiekły, a z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Jako wampirzyca nie mogłam ronić łez, ale to z pewnością był płacz... 
Po tylu latach, miałam opuścić miasto gdzie tyle przeżyłam... Mimo, że okres kiedy byłam człowiekiem, pamiętam jak przez mgłę, doskonale wiem, że to w Forks się urodziłam i po rozwodzie rodziców wyprowadziłam z mamą, aby po kilku latach ponownie wrócić, odbudować relacje z tatą i starym kolegą- Jacobem, który później okazał się najlepszym przyjacielem. Tutaj poznałam miłość swojego życia, ożeniłam się i urodziłam, oraz wychowałam córeczkę. Tutaj zaczęłam nowe życie, jako piękna - nieśmiertelna.
- Będziesz jak najszybciej musiała poinformować Charliego...- powiedziała Esme. - Na pewno będzie mu źle, ale zrozumie.- spróbowała mnie pocieszyć. Wysiliłam się i zmusiłam do bladego uśmiechu.
- Musimy zacząć się pakować. - uznała Rosalie. 
- Czy sprzedajecie dom?- zapytałam.- Czy macie już wybrane miejsce zamieszkania? Kupujecie mieszkanie, czy budujecie?
- Nie kochanie...- odezwał się Edward.- Nie sprzedajemy domu, bo pewnie wrócimy tutaj kiedyś. Może za 90, albo za 2789 lat...- westchnął i przycisnął mnie do siebie. - Nie martw się. Charlie będzie mógł nas odwiedzać. - uśmiechnął się i ucałował w policzek. - A wyprowadzamy się do Finlandii w Europie. - żołądek podszedł mi do gardła. Spodziewałam się, że to będzie daleko, ale kiedy usłyszałam nazwę innego kontynentu, zmroziło mnie. - Mamy już tam dom. - Carlisle zamieszkiwał tam, kiedy studiował na uniwersytecie w tym kraju.
- Jedziemy wszyscy?- nagle do głowy wpadła mi przerażająca myśl. Popatrzyłam nerwowo po każdym z osobna.
- Oczywiście, że tak Bello.- uspokoiła mnie Rosalie.- Cała nasza dziewiątka. 
- Dziewiątka?- wykrztusiłam, dławiąc się powietrzem. 
- No tak.- blondynka zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czy popełniła błąd w obliczeniach.- Ty, Edward, Alice, Jasper...- zaczęła wyliczać na palcach.- Esme, Carlisle, Renezmee, Emmett i ja.- dokończyła. - Przecież dobrze policzyłam. 
Przybrałam wkurzony wyraz twarzy i mój mąż doskonale wiedział o co mi chodzi. On również zrobił się spięty. Chyba też doskonale zdawał sobie sprawę, że tak nie wolno! To wbrew naturze! Nie możemy!
- Carlisle?- zaczął nie pewnie, przełykając ślinę.- Co z Jacobem? - mężczyzna się uśmiechnął. 
- Właśnie miałem wam o tym powiedzieć. Wyprzedziliście mnie.
- Chyba ten kundel z nami nie pojedzie?!- wycedziła wampirzyca, zaciskając dłonie w pięści.
- Rose...- westchnął doktor.- Jacob wpoił sobie moją wnuczkę i w ten sposób stał się częścią mojej rodziny. Jeżeli tylko zgodzi się zostawić Forks i watahę, aby pojechać z Renezmee... Nie mam nic przeciwko.- dodał jak zwykle, opanowanym tonem.
- TO WILKOŁAK!- Warknęła i aż obnażyła kły.
- Rose pomyśl!- wrzasnął mój mąż. - Pomyśl jak będzie czuła się twoja ukochana bratanica bez Jacoba! Oni nie widzą poza sobą świata i to już niczyja wina. Jacob ją sobie wpoił i nikt nie ma prawa ich rozdzielić. 
Dziewczyna przeklnęła pod nosem i z hukiem usiadła na kanapie. Spojrzałam na Edwarda, który znacząco skinął głową i się uśmiechnął. Znaczyło to tylko tyle, że z myśli blondynki wyczytał, że przekonał ją swoją wypowiedzią.
- Oczywiście to moje zdanie.- kontynuował Carlisle.- Jeśli wy uważacie, że Jake nie może z nami mieszkać i wyjechać, to...
- Ja bardzo lubię tego chłopaka.- weszła mu w słowo Esme.- Wiele razy nam pomógł i sam był wyrozumiały. Nie mam żadnych powodów, aby z nami nie jechał. 
- Ty zawsze we wszystkich widzisz same dobre strony.- burknęła Rosalie. Ona i Jake nigdy nie mieli dobrych kontaktów. Nie lubili się strasznie. Dokuczali sobie na każdym kroku i robili drugiemu na złość. Szczególnie jak byłam w ciąży... Kiedy Rose za wszelką cenę chciała ratować dziecko, a Black był przekonany, że powinnam je usunąć, jak najszybciej.
- Ja też uważam, że dla dobra małej powinien jechać z nami.- odezwała się Alice. - Poza tym nie jest taki zły... Da się przyzwyczaić.- zaśmiała się. Ona zawsze działała w imię miłości. W przeciwieństwie do swojej siostry, wiedziała, że nie można rozdzielić tej dwójki. Poza tym... pewnie w głębi duszy wiedziała, że będzie mogła kiedyś zaplanować im ślub, randki i tak dalej... a to był jej konik. I chyba wiedziała też, że Renesmee bez Jake'a nie byłaby tą samą Renezmee... Czyli jedyną tutaj tak jak ona zamiłowaną do ubrań, mody i wszystkiego co związane z pięknym wyglądem.
- Mi to obojętne- wzruszył ramionami Jasper.- Wolałbym nie...- skrzywił się. Na pewno pomyślał sobie teraz, o zapachu jaki będzie w domu... Aż mi zrobiło się nie dobrze... Niestety ale wilkołaki i wampiry to odwieczni wrogowie i nawet zapach drugiej rasy jest nie do zniesienia. Zarówno dla nas jak i Jacoba.
- Czyli jesteś na tak, czy na nie?
- To zależy czy w domu będzie cuchnęło.
- Zaraz wam o tym opowiem.- uśmiechnął się doktor.- Spojrzał na mnie i mojego męża.
- My oczywiście jesteśmy na tak.- odpowiedział Edward zdecydowany. Naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek tak będzie bronił Jacoba i naszej córki...
- Emmett? 
- Szczerze nie jest najgorszy. On jedyny ma tu poczucie humoru, gbury.- popatrzał na nas z głupkowatym uśmiechem.- Wybacz słońce...- zwrócił się do Rose.- Ale jestem na tak. - Jego żona prychnęła i odsunęła się od niego o kilka metrów. Edward cicho się zaśmiał. - Ale chętnie posłucham o tym jak pozbyć się tego smrodu?
- Mam pewną teorię... Jeżeli Jacob by się zgodził, moglibyśmy postawić mu mały domek niedaleko nas, tak jak Belli, Edwardowi i Renesmee tutaj. Nie za daleko, aby nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń. Najlepiej jakby ludzie myśleli, że mieszkamy razem. Kilkanaście metrów od nas. Zapach nas nie ominie, ale nie będzie tak wyrazisty. Zapewniam was, że szybko przywykniecie. Skoro ja WAMPIR jestem chirurgiem obojętnym na ludzką krew, nauczymy się być obojętnymi na zapach wilkołaka...
- Niech będzie.- powiedział Jasper. - W takim razie ja też jestem na tak.
- A ja pół na pół. - odezwała się wciąż wściekła blondynka.- Ale robię to tylko i wyłącznie ze względu na Nessie.
- Czekajcie...- zaczęłam. - Wszystko super, ale Jacobowi może zrobić się przykro jeśli złożymy mu taką propozycję.-Każdy popatrzył na mnie ze zdziwieniem.- No bo co?- zabrałam się za wyjaśnienia. - Powiemy mu, że ma mieszkać kilkanaście metrów dalej, bo śmierdzi?
Wszyscy zgromadzeni wybuchli śmiechem.
- Oj kochanie...- westchnął Edward, gdy się uspokoił.- Nas jest ósemka i jedna hybryda. Uwierz dla niego to będzie najpiękniejszy prezent, jak nie będzie musiał mieszkać z nami wszystkimi. Nam czasem trudno jest znieść zapach jego jednego, to pomyśl co on czuje, kiedy jesteśmy wszyscy.
Wykrzywiłam się. Jeśli dla Jake'a tak strasznie pachniemy jak on dla nas...
- Czyli postanowione.- powiedział Emmett.- Teraz trzeba przygotować wszystko do wyjazdu.
- Nie wiemy jeszcze czy Jacob się zgodzi... Ale podejrzewam, że dla Renezmee opuści watahę...- skomentował Carlisle.
Nagle zrobiło mi się strasznie przykro... Mój przyjaciel miał zostawić swoich braci...  Ale co mogłam poradzić? Tak już działa wpojenie. Skoro moja córka jest jego oczkiem w głowie, o wiele prościej będzie mu zostawić La Push i jego mieszkańców, niż Renezmee.
- A jeśli chodzi o Charliego...- dodał niepewny mojej reakcji. Mimo silnego ukłucia w moim, nieruchomym, sercu, zacisnęłam zęby i udawałam opanowaną. - Będzie mógł odwiedzać nas jak tylko będzie miał na to ochotę. Opłacimy każde jego wakacje. Nawet jakby miał przylatywać co weekand. - zrobiło mi się lepiej. W końcu kiedyś myślałam, że po przemianie nigdy już nie zobaczę taty... A teraz, kiedy on błędnie interpretuje to kim jesteśmy, możemy się widywać. To bardzo pomogło. Rozluźniłam się, chodź nie byłam w stu procentach przekonana, czy to nie Jasper manipuluje moimi emocjami. 
- Dziękuję Carlisle.- uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go.
- Nie ma sprawy.- posłał mi piękny uśmiech.- A wracając do Jacoba... Czy mógłbym z nim sam o tym porozmawiać? Przedstawić mu sytuacje?
Spojrzałam na swojego ukochanego, który przytaknął.
- Jasne.- uśmiechnęłam się.- Myślę, że powinien mu to powiedzieć ktoś tak opanowany i doświadczony jak ty. - przyznałam szczerze. - Ja sama jestem teraz kłębkiem nerwów.
- Bardzo się cieszę. Czy możesz mi go przyprowadzić jeszcze dziś? Ze względu na to czy się zgodzi czy nie, będę musiał zacząć obmyślać jak teraz będzie wyglądała nasza rodzina. W końcu doszłaś do nas ty, Niessie i możliwe, że Jake.
- Rozumiem. Czy mam go sprowadzić teraz?
- Jeśli byś mogła.
- Jasne.
Od razu rzuciłam się biegiem ku drzwiom i w ułamku sekundy, znalazłam się na podwórku Cullenów, kierując się w stronę lasu. To takie niesamowite, że mimo gęstwiny i mojej szybkiej prędkości, każde drzewo i każde krzaki omijałam bez żadnego problemu. W powietrzu było czuć chłodny powiew wiatru, a chmury kłębiły się tak bardzo, jak poprzednio. Moim wyostrzonym wzrokiem, zauważyłam jak pierwsze krople deszczu lecą z nieba i roztrzaskują się na ziemi, lub opadają na liście drzew oraz krzewów, delikatnie z nich spływając. 
Słyszałam każdy najmniejszy szczegół... Zaczynając od szeleści liści, przechodząc przez dźwięki wydawane przez najmniejsze robaczki, dochodząc nawet do rytmicznego bicia serc wszystkich zwierząt w pobliżu. Nim się obejrzałam - dotarłam do kilkunastometrowej rzeki, która przeskoczyłam jednym susem i biegłam dalej.
W saloniku zastałam siedzących na kanapie Renezmee i Jacoba. Oparłam się o framugę drzwi, nie chcąc im przeszkadzać. Renezmee była właśnie w trakcie pokazywania czegoś Jakowi. Poznałam to po jej skupionej minie i przyłożonej dłoni do jego policzka, a także po pustym wzroku chłopaka. Kiedy moja córeczka oderwała od niego ręce, ten szeroko się do niej uśmiechnął.
- Ale ty masz sny, Nessie.- zaśmiał się. A więc moja kochana pokazywała mu, co przyśniło jej się dzisiejszej nocy. -O cześć Bells.- uśmiechnął się.- Nie zauważyłem cię.
Parsknęłam tylko śmiechem. 
- Co tam ciekawego mu pokazałaś?- spytałam Renezmee, a ta zachichotała i podbiegła do mnie.
- Sama zobacz.- przyłożyła mi swoją ciepłą, a raczej gorącą dłoń do mojego lodowatego policzka i w tym samym momencie kompletnie zmienił się obraz w mojej głowie. Już nie widziałam roześmianej i zarumienionej twarzyczki mojej córki, ale wielką polanę.
Była oświetlona światłem słonecznym. Wokół niej było wiele zwierząt, ale zdecydowanie największą uwagę przykuwał rdzawobrązowy basior, leżący, na brzuchu, w jej centrum. Łeb miał pod swoimi ogromnymi łapami, a o jego brzuch, oparta siedziała Nessie. Dziewczyna wplotła swoje drobne paluszki w jego sierść i szepnęła do wielkiego ucha, wilka "kocham cię", a ten wydobył z siebie ciche mruknięcie, jakby chciał wyznać jej to samo i swoim szorstkim językiem, polizał różowiutki policzek swojej ukochanej...
I w tym momencie ta cudowna sceneria, ustąpiła miejsce uradowanej twarzy Renezmme, za którą znajdował się kominek i półka z książkami. Uświadomiłam sobie, że moje policzki, nie są już dotykane przez córkę.
- Piękny sen kochanie.- przyznałam, uśmiechając się, ale w głębi duszy bałam się, co będzie za kilkanaście minut... A może i mniej? Czy Jake naprawdę miał opuścić watahę i zostać członkiem rodziny wampirów, aby być blisko mojej małej?
- Tak sobie myślę Nessie...- zaśmiał się chłopak.- Mogłabyś pokazać ten sen Edkowi.- parsknął śmiechem.- Na pewno by go uszczęśliwił.
- Jake...- westchnęłam i spojrzałam na niego poważną miną. On również zrobił się spięty, a Renezmee przyglądała się nam zdezorientowana.- Carlisle ma do ciebie bardzo ważną sprawę.
- Mamo co się stało?- zapytała przerażona dziewczyna.
- Nic kochanie.- uspokoiłam ją i pogłaskałam po policzku.- Wszystkiego dowiecie się na miejscu. - oznajmiłam.-Moglibyście pójść teraz ze mną do Cullenów? - zapytałam. Jacob nic nie mówiąc wstał z kanapy i podszedł bliżej nas, a Renezmee  ujęła jego dłoń, czekając aż przepuszczę ich do drzwi. To chyba znaczy "tak". 
Wszyscy biegliśmy przez las w zupełnej ciszy. Nie odzywaliśmy się ani słowem. Nie pędziłam już tak szybko jak poprzednim razem, aby dorównać tempowi Nessie i Jacoba, który wciąż był w ludzkiej postaci, więc jego zdolności są wiele mniejsze, niż jako ogromny basior. W scenografii nie zmieniło się nic, prócz tego, że teraz nie kropiło a padało na dobre. 
Musiałam zatrzymać się na moment, aby zaczekać, aż moja córka przeskoczy rzekę, ale w końcu jej się to udało i ponownie pobiegliśmy, aby już po chwili znaleźć się w domu.
Nie byliśmy aż tak bardzo przemoknięci. Drzewa w lesie, rosnące kurczowo blisko siebie - tak, że większość stykały się koronami- skutecznie chroniły nas niczym parasolki.
- Nessie!- pisnęła Alice, podbiegając do mojej córki i obściskując ją.- Jak ty pięknie wyglądasz. Idealnie dobrałaś ten zestaw moja droga,- skomplementowała ubiór dziewczyny, a później spojrzała na mnie z dezaprobatą. - Wzięłabyś przykład z córki Bello...- pokręciła głową widząc mnie jak zwykle w dżinsach, koszulce, szarej bluzie i włosach związanych w luźnego kitka.
Puściłam jej uwagę mimo uszu i spojrzałam na Carlisle'a, dyskretnie wskazując podbródkiem na Jacoba. On równie niezauważalnie skinął głową, na znak, że rozumie.
Odchrząknął i w salonie zapanowała cisza. 
- Renezmee, Jacob... - zwrócił się do trzymających się za ręce nastolatków. O ile tak ich można było nazwać. Moja córka miała dopiero 10 lat, a mój przyjaciel podchodził pod trzydziestkę. Aż mnie skrzywiło na tę myśl, ale później przypomniałam sobie, że w naszym małym świecie, działa to inaczej...- Musimy powiedzieć wam coś bardzo ważnego... Ale pozwólcie, że najpierw porozmawiam z Jakiem, dobrze?- wyciągnął rękę ku chłopakowi. 
On zdezorientowany popatrzył na mnie, a ja dałam mu znak, aby posłuchał doktora. Delikatnie puścił dłoń Nessie i podszedł bliżej wampira. - Może się przejdziemy? - wskazał na drzwi.- Chyba, że przeszkadza ci ta deszczowa pogoda.
- Nie ma sprawy.- odparł Indianin.
- W takim razie chodźmy. 
Obaj wyszli z domu. Wiedziałam, że nie bez powodu doktor, prowadzi Jake'a na dwór. Nie chciał aby ich rozmowę usłyszała Nessie. Może i moja córka nie ma tak dobrze rozwiniętych - wampirzych- zdolności, ale jakby chciała, bez problemu podsłuchała by, choćby najcichszą wymianę zdań w tym domu. Jej dziadek chciał tego uniknąć.
 - Ktoś mi powie o co tutaj chodzi?- zapytała zdezorientowana, patrząc po każdym z kolei, zatrzymując się na mnie. - Mamo... - Yhm. dobrze wiedziała, że ze mnie jest tu najmniej uzdolniona aktorka i sprytnie chciała to wykorzystać, ale ja nic nie odpowiedziałam.
- Nessie... - uratowała mnie Alice.- Opowiedz mi lepiej o tym stroju.
- Chcę wiedzieć co się dzieje.- zaprotestowała.
- Córeczko dowiesz się już za chwilkę. Daj dziadkowi kilka minut.
Westchnęła ciężko, ale zrezygnowała z dalszego śledztwa, wiedząc, że i tak nic od nas nie wyciągnie. 
- Zastanawiałam się nad nim ponad pół godziny.- zachichotała, odpowiadając na poprzednie pytanie cioci.- Nawet Jacob mi pomógł. O właśnie!- odwróciła się w stronę Edwarda.- Popatrz co mi się śniło!- zaśmiała się i przyłożyła mu dłoń do policzka.  
- Bardzo ciekawy.- burknął pod nosem, a my się zaśmiałyśmy. 
-Pokażesz mi też?- spytała Rose, która trochę się uspokoiła od mojego wyjścia.
- Ostrzegam.- mała podeszła do niej.- Jest w nim Jake.
- Przeżyje.- westchnęła blondynka i przyłożyła sobie jej dłoń do swojego aksamitnego policzka.
Tak oto moja córka pokazała swój sen każdemu z po kolei, a swojej cioci - Alice- nawet trzy razy, bo tak jej się spodobał.
W końcu, po dość długim oczekiwaniu drzwi domu się otworzyły i stanęli w nim Carlisle z Jacobem. Bardzo się starałam wyczytać z ich min cokolwiek, ale kompletnie nic nie zdradzały. 
Moja córka od razu podbiegła do Indianina i mocno się w niego wtuliła, kurczowo łapiąc się skrawka jego koszulki. Już wiedziała, że coś jest nie tak...





--------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!!!! No i jest dwójka. Szczerze średnio jestem z niej zadowolona. Nie wiem czemu, wydaje mi się, że słabo wyszło, no ale ocenę już zostawiam wam. Kolejny będzie lepszy zobaczycie :D Bardzo dziękuje osobom, które skomentowały poprzedni rozdział :*

POZDRAWIAM ;)












4 komentarze:

  1. Cudowny bardzo mi się podoba. Wreszcie troszkę Alice jest. Ciekawe o co chodzi? Pozdrawiam i czekam na kolejny
    ~I❤Diecesca~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :* kolejny niedługo, a co do ALice to tylko troszkę, ale na pewno będzie jej więcej. Jak juz mówiłam uwielbiam każdą z postaci w tym filmie i o zadnym Cullenie nie zapomnę ;)

      Usuń
  2. Super rozdział, nie wiem dlaczego jesteś nie zadowoliba. Mam takie malutkie pytanko kiedy rozdziały na tych blogach z Violi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Szczerze ie mam pojęcia kompletnie nie mam teraz czasu. ...

      Usuń