środa, 15 czerwca 2016

Hej...

Witam po dłuuuuuugiej nieobecności. Szczerze nie wiedziałam czy napisać tego posta, bo sądziłam, że nikt tu nie zagląda. W końcu nie było mnie tak długo, a bloga dopiero zaczynałam pisać. Ale skoro jeszcze ktoś tu zagląda chciałabym przeprosić. Przeprosić za to, ze coś zaczęłam i tego nie skończyłam. Że naobiecywałam i słowa nie dotrzymałam. Dopiero dziś pisze te wszystkie wyjaśnienia na wszystkich blogach i nie wiem czemu tak długo z tym zwlekałam.
W każdym razie dziękuję bardzo Anonimkowi i NataliNaty292 za miłe komentarze i wsparcie w nowym doświadczeniu, którym był blog o Nessie i Jacobie :*
Naprawdę bardzo przepraszam każdego kto liczył na fajnie rozdziały o bohaterach "Zmierzchu", ale niestety... z braku czasu przestałam pisać... Pewnie za dużo na siebie wzięłam. 3 blogi, nauka i życie prywatne... To było pogodzić zdecydowanie za trudno. Naprawdę jeszcze raz bardzo przepraszam i każdemu bardzo dziekuje :*


P.S założyłam nowego bloga. Tym razem jest jeden i na jednym zostanie. Chcę się skupić w 100% na nim. Nie jest to opowiadanie o żadnych postaciach z filmów czy seriali. Sama wymyśliłam bohaterów i całą akcję. Jeśli ktoś jest chętny to zapraszam :* Tu macie linka:
http://opowiadaniebratprzyrodni.blogspot.com/

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Heeej :D

Dodałam już dziś rozdział i wraca, żeby zaprosić was do nowej zakładki, gdzie możecie zadawać pytania do bohaterów opowiadania i do mnie. Nie będę się wam rozpisywać, bo wszystko jest wyjaśnione o TUTAJ:

http://zmierzch-renesmee-jacob.blogspot.com/p/zapytaj-bohatera-autorke.html

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 3

*Jacob*

Renezmee wtulała się we mnie, nie chcąc puścić. Moja "krucha" i "delikatna" - bo w rzeczywistości SILNA PÓŁ WAMPIRZYCA - miała mocny uścisk. 
Nessie kurczowo trzymał się mojej koszulki, jakbym miał jej gdzieś zaraz uciec. Była bardzo zdenerwowana, choć nie wiedziała nawet o o chodzi... 
Carlisle mi wszystko wyjaśnił, ze szczegółami, a ja mimo szoku, decyzję podjąłem prawie natychmiastowo...
- Kochanie...- doktor zwrócił się do swojej wnuczki, a ona nie uwalniając mnie z uścisku , odwróciła się do niego. - Może ja ci wszystko wyjaśnię?
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową. Usłyszałem jak jej serce, które i tak zawsze bije szybciej niż u normalnego człowieka, zaczyna przyspieszać. Ten dźwięk był teraz tak donośny... Nie dziwię się. Nessie się bała. Bała się co zaraz usłyszy. Wiedziała, że stało się coś ważnego. Bieda. Nie wiedziała czego ma się spodziewać. Miała zaciśnięte zęby, jakby szykując się na najgorsze. 
Przycisnąłem ją jeszcze mocniej do siebie, dodając tym otuchy.
- Spokojnie.- szepnąłem jej do ucha, a ta odrobinę się rozluźniła.
- Chodzi o to Renesmee, że musimy wyjechać z Forks.- walnął prosto z mostu. NO SERIO? - pomyślałem. Ale subtelnie! 
Nessie jęknęła cicho i przycisnęła swoją twarzyczkę do mojego torsu. Z jej oka wyleciała, pojedyncza łza. Najwyraźniej moje biedactwo źle połączyło fakty: Zdenerwowane miny wszystkich pijawek, poważna rozmowa Carlisle'a ze mną i w dodatku WYJAZD. Założę się, że właśnie myśli, że już na zawsze musimy się rozstać.
Jednak prawda jest taka, że nie ma takiej opcji. Wpoiłem sobie Renesmee i nie ma mowy, abym kiedykolwiek zostawił. Jest dla mnie najważniejsza w całym świecie. Co ja właściwie wygaduje?! Ona jest całym moim światem. Gdybym musiał ją opuścić, chyba bym się zabił.
 Przeobraził w wilka i zaczaił gdzieś w lesie, podróżując samotnie. A potem zrzucił z klifu, prosto pod samochód... Jaka szkoda, że takim marny czymś, nie da się zamordować zmiennokształtnego. A nie mając Renesmee obok, chyba właśnie tego chciałbym najbardziej. Czasem zakochana osoba nie może żyć bez swojej drugiej połówki, a co dopiero wilk po wpojeniu?! Ktoś dla kogo już nie ma odwrotu. Po wpojeniu mogę myśleć, mówić tylko o niej. Magiczna więź połączyła nas na zawsze i nic nie może tego przerwać. Nawet napięte relacje wampirzo - wilcze.
- Gdzie jedziemy?- szepnęła.
- Do Finlandii.- powiedział Carlisle. 
Po pokoju znów rozległ się jęk dziewczyny i jej szloch.
- Carlisle!- spiorunowałem go spojrzeniem. Jak mógł trzymać ją tak długo w niepewności?!
- NIGDZIE NIE JADĘ!- Zaczęła histerycznie protestować.- NIE ZOSTAWIĘ JACOBA!
- Kupimy ci nowego pieska.- zażartował Emmett.
Nessie po raz pierwszy od kilku minut, wyrwała mi się z objęć, podbiegła do swojego wujka i dała mu niezłego kopniaka w nogę, po czym ostro warknęła, obnażając kły. Prawda prawdą, Emmetta nic nie zabolało, ale i tak był w szoku, zachowaniem bratanicy.
- Renesmee!- skarcił ją Edward, a ta się odwróciła i warknęła również na niego.
- NIE ZOSTAWIĘ JAKE'A! - Wrzasnęła i w ułamku sekundy, znów znajdowała się w moich ramionach.
Miałem dość! Czemu nikt jej jeszcze ni powiedział?! Czekali aż się uspokoi?! Chyba powariowali! Ciekawe ile im by zajęło pozbieranie się po takim odkryciu. Postanowiłem działać i nie czekać, aż te pijawki łaskawie powiedzą, że jadę z nimi!
- Ness.- pogłaskałem ja po głowie.- Nie płacz kochanie.- ująłem jej twarz w dłonie i ucałowałem mokry policzek.- Nikogo nie zostawiasz, jadę z wami. O tym właśnie rozmawiałem z Carlisle'm. 
- Co?- wydusiła z siebie a ja się uśmiechnąłem.
- Obiecałem, że będę przy tobie zawsze? No to teraz dotrzymuje danego Ci słowa.
Jej buzia od razu się rozpromieniła.
- Ale jak to?
Spojrzałem znacząco, na dziadka swojej dziewczyny, aby ten kontynuował.
- Renesmee...- zaczął, podchodząc bliżej niej.- Stwierdziliśmy, że ty i Jake nie możecie żyć bez siebie, więc postanowiliśmy zapytać, czy nie chciałby dołączyć do nas. Zgodził się niemalże od razu.
Spojrzałem na miny zebranych. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Tylko Rosalie trochę się skrzywiła, ale mi też nie uśmiecha się mieszkanie z nią.
- Naprawdę? - cały czas nie dowierzała. Była w prawdziwym szoku.
Rzuciła się mi na szyję, a ja ją podniosłem.
- I tak bym, bez ciebie, nie wyjechała.- szepnęła mi do ucha, przez łzy. - Nigdy Cię nie opuszczę Jacob.- ścisnęła mnie jeszcze mocniej.
- A ja Ciebie. Obiecuję.
- Ale Jake...- dziewczyna nagle oderwała się o de mnie i spojrzała wzrokiem, pełnym niepewności. - Co z twoją watahą i Billim?
- Nie martw się. - pogłaskałem jej policzek.- Będę ich odwiedzał, a oni zrozumieją. - starałem się nie pokazywać, jak bardzo boli mnie fakt, opuszczenia ich, ale i tak bym to zrobił, gdyby Ness wyjechała, be ze mnie. Pewnie przeobraziłbym się w wilka i zniknął na kilka miesięcy, tak jak wtedy, gdy dowiedziałem się o ślubie Bells z Edwardem. Tyle, że teraz byłoby o wiele gorzej... Pozbieranie się po stracie Reenesmee, byłoby niemożliwe.
- Jacob...- westchnęła, powstrzymując płacz.- Nie chcę wiedzieć czy oni to zaakceptują, ale co z tobą?
- Na pewno, będę tęsknił, ale...- Nessie już chciała coś powiedzieć, ale przyłożyłem jej palec do ust. - Zamknij czy.- zrezygnowałem z poprzedniej wypowiedzi i wpadłem na inny pomysł.
 Dziewczyna niechętnie wykonała moje polecenie. Ująłem jej małą, w porównaniu do mojej, dłoń i przyłożyłem sobie do policzka.- A teraz pomyśl co byś czuła, wiedząc, że już nigdy się nie zobaczymy.
Moja mała się wzdrygnęła, ale już po chwili w mojej głowie pojawił się szary obraz. Był strasznie zamazany. Jakby, oglądany przez zaszklone oczy. W końcu udało mi się dostrzec, że to szare pomieszczenie, a w jego centrum siedziała skulona Renesmee, z kolanami podciągniętymi pod brodę. W rękach, trzymała maskotkę wilczka, którą dostała o de mnie, zaraz po swoich narodzinach.
Płakała. Bardzo, bardzo cicho.
Nagle do pokoju weszła jej cała rodzina... Spojrzała w ich stronę, wzrokiem pełnym smutku, w których kryła się maluteńka iskierka nadziei. Błądziła wzrokiem, po wszystkich... Edward, Bella, Rosalie, Emmett, Jasper, Alice, Carlisle, Esme i znów Bella. Spodziewałem się, że to mnie tak wypatruje. Wampirzyca spojrzała na nią przepraszająco, na co jej córka, ponownie podwinęła kolana i schowała głowę w burzy włosów, przyciskając do siebie maskotkę.
Po tej scence, oderwałem sobie dłoń Ness z policzka i mocno ją przytuliłem. Kątem oka zauważyłem jak Edward się wzdrygnął, Zapewne i on oglądał myśli dziewczyny.
- Teraz już wiesz dlaczego cie nie zostawię? Nessie... Ja czułbym to samo co ty. Całe wieki.
Jej ciało przeszedł dreszcz.
- Jedziesz z nami...?
- Oczywiście.- uśmiechnąłem się do niej, a ona stanęła na palcach i złożyła na moich ustach, delikatny pocałunek.
- Wzruszające.-parsknął Emmett.- Ale teraz załatwiamy szczegóły. Jeśli chodzi o sypialnie to jak? Ja z Rose, Edek z Bells, Alice z Jasperem, ty z Esme, a Jake z Ness?- zaśmiał się, za co Edward i Bella, spojrzeli na niego morderczo.
- Carlisle? - odezwał się, rozgoryczony, Edward.- Co z budą dla niego?- uśmiechnął się szyderczo.
- Zabawne.- mruknąłem.
- Ej!- Nessie założyła ręce na biodra i podniosła jedną brew.- Ktoś mi wyjaśni całą resztę? O jaką budę ci chodzi?- zwróciła się do swojego ojca.
- Już ci tłumaczę, wnusiu. - powiedział doktor.- Wszyscy stwierdziliśmy, że zapach Jacoba nie jest dla nas przyjemny, tak samo jak zapach nasz dla niego, więc przez jakiś czas, będzie mieszkał w małym domku niedaleko naszego. Posiadłość tak jak ta, jest w środku lasu, więc spokojnie. Będzie to kilkanaście, może kilkadziesiąt metrów. Na jakiś czas. W końcu się do siebie przyzwyczaimy.
- Ok...- westchnęła. Jej chyba tak jak mi, bardzo podobał się plan zamieszkania razem.
Edward warknął, ostrzegawczo.
Nie czytaj w moich myślach!, pomyślałem, ale on tylko parsknął śmiechem.
- Dobra, siadajcie!- Carlisle wskazała na kanapę. My wszyscy usiedliśmy przed nim, a on stanął i zaczął tłumaczyć.- Już wiem, jak będzie wyglądała nasza rodzina. Nie zmieni się to, że Esme i ja będziemy przybranymi rodzicami, was wszystkich. - wzdrygnąłem się, ale mam nadzieje, że nikt tego nie zauważył... Mam być synem wampira? - Ok. My będziemy mieli 32 lata, a wy wszyscy po 16. Obmyśliłem to tak, aby nikt nie musiał ukrywać się ze swoim związkiem, więc... Jakby ktoś pytał, zawsze chcieliśmy mieć ósemkę dzieci. Dziwne marzenie, ale realne. Chcieliśmy dać rodzinę biedym sierotom, więc najpierw zaadoptowaliśmy Alice, jak miała 10 lat. Po dwóch latach, zaadoptowaliśmy Rosalie i Jaspera, ponieważ są bliźniakami. Tak. To też się nie zmieni, będziecie udawać rodzone rodzeństwo. No i tak się stało, że los połączył Jaspera go z przyrodnią siostrą. Powiecie, że jak mieliście po 15 lat, Rose zakochała się w jakimś chłopcu z domu dziecka, którego poznała na obozie. A my... Skoro już dwójka naszych dzieci byli razem, a i tak planowaliśmy kolejną adopcję... zaadoptowaliśmy Emmetta. No i zostaje nam Bella z Edwardem, oraz Jacob i Nessie... Więc was adoptowaliśmy w tym roku. Niedawno,. Tuż przed przeprowadzką. Bello, Renesmee... Jesteście do siebie bardzo podobne, więc również udajcie bliźniaczki, ale dwujajowe. No, a skoro wy, byłyście w związku z dwoma chłopakami z domu dziecka, adoptowaliśmy całą czwórkę. - Dokończył i spojrzał na nasza reakcje. Wszyscy byliśmy zdziwieni, ale plan nie był najgorszy. - Oczywiście jest to mało prawdopodobne, ale jednak. Są rzeczy bardziej, niewiarygodne, które dzieją się na tym świecie.
- Ok...- pierwszy, po długiej ciszy, odezwał się Emmett.- Faktycznie ludzie zrobią oczy jak pięć złoty, ale uwierzą.
- Jasne. Tym bardziej, jak załatwimy potrzebne dokumenty.- skinął głową, do Jaspera. - Ogólnie, wyjeżdżamy już za dwa tygodnie. Myślę, że tak jak wam przydzielę rolę, tak wszystko wspólnie załatwimy. Zgoda?- wszyscy mu przytaknęliśmy.- Więc... Są nam potrzebne dowody tożsamości, dokumenty adopcji i tak dalej... Tym jak zwykle, zajmą się Jasper i Alice. Jeśli chodzi o dom, w Finlandii, wymaga bardziej nowoczesnego wystroju, niż ten z kilka dziesięciu lat wstecz. Myślę, że tym najlepiej zajmą się Esme i Rose, a Emmett pojedzie z nimi, aby dopilnować, powstania domu Jacoba. Ja zajmę się ogólnie całą wyprowadzką, a wy...- spojrzał na mnie, moją dziewczynę i jej rodziców. - Zajmiecie się spakowaniem nas no i oczywiście po waszej stronie leży, powiedzenie Charliemu i ludziom z La Push.
Po raz kolejny dziś, się wzdrygnąłem. Nie wiedziałem, jak zareaguje moja wataha i tata, ale  byłem pewien, że jadę z pijawkami, aby być blisko Ness.
- Oczywiście.- odpowiedział mu Edward, pełen powagi i stoickiego spokoju. Widać, że on i jego rodzina, wiele lat uczyli się opanowania, bo wychodziło im to tak super, że aż się na nich wkurzyłem. Opuszczenie La Push i to nie na parę miesięcy - kiedy to jako wilk błądziłem, by poukładać sobie pewne sprawy - a na zawsze, było dla mnie strasznie trudne, a pijawki udawały obojętność.
- Porozmawiam dziś z Billim. - odezwałem się i złapałem dłoń Renesmee.- Czy Ness może pójść ze mną do rezerwatu?- zapytałem.
Wszyscy spojrzeli się na mnie, jak na jakiegoś ułoma, który sobie coś uroił.
- Tata Jake'a chciał mnie poznać.- wytłumaczyła Nessie i przełknęła ślinę.
- Nie puszcze mojej bratanicy do zapchlonych kundli.- wrzasnęła Rosalie.
- Licz się ze słowami blondi.- prychnąłem, starając się, nie dać wyprowadzić z równowagi.
- Przestań Rose.- powiedziała Bella.- Znam każdego z watahy z osobna, nie skrzywdzą Renesmee, tymbardziej, że Jacob ją sobie wpoił. A Billy? Go znam od dziecka. To uczciwy człowiek i skoro ma ochotę poznać Nessie, ja się zgadzam.
- Bell ma rację.- poparł ją Edward.- Ale...- zwrócił się do mnie, jak zwykle ostrzegawczym tonem.- Ma wrócić do domu, zanim się ściemni i pilnuj jej.
- Oczywiście tato.- wywróciłem oczami, a wampir spojrzał na mnie z pode łba.
- Weź już lepiej chodź.- moja dziewczyna, uśmiechnęła się i wstała z kanapy.
Widać, że była poddenerwowana i w sumie jej się nie dziwię... Za chwile miała wylądować na terenie pełnym zmiennokształtnych i poznać mojego tatę... Renesmee doskonale zdawała sobie sprawę, że relację między watahą, a jej rodziną, przed laty były napięte, ale nie ma się czym martwić. Przecież już dawno zakopaliśmy topór wojenny.
- Będzie kiepsko co?- przerwała panującą ciszę.
- Dlaczego?- zmarszczyłem czoło i mocniej ścisnąłem jej dłoń.
Ona tylko podniosła brwi i blado się uśmiechnęła.
- Nie martw się Nessie.- kciukiem, pogłaskałem wierch jej dłoni.- Będzie dobrze. Tata chce cię poznać, bo doskonale wie, jak silne uczucie i przywiązanie nas łączy. Wpoiłem sobie Ciebie, taką, jaka jesteś i nie ważne czy w postaci wampira, zwykłego człowieka, czy hybrydy.
- Mam nadzieje, że to nie będzie aż tak bardzo przeszkadzało.- szepnęła.
W sumie, Ness po raz pierwszy od dawna, miała mieć styczność z kimś innym, niż wampir o bardzo dawna. Cullenowie trzymali ją w ukryciu przed ludźmi, bo za bardzo rosła w oczach. Nikt w Forks, prócz Charliego i watahy, nie mieli pojęcia o istnieniu dziewczyny.
To, miało zmienić się już za dwa tygodnie... Miała iść do normalnej szkoły, poznać prawdziwych ludzi...
Aż zacisnąłem dłonie w pięści, kiedy do głowy, przyszła mi nieprzyjemna myśl. Renessme jest piękna. O wiele śliczniejsza od tej całej rodzinki wampirów. W przeciwieństwie do nich, prócz zniewalającej urody i cery bez skazy, miała najprawdziwsze rumieńce, które robiły ją, jeszcze piękniejszą.
Ileż to chłopaków, będzie wzdychać na widok mojej dziewczyny? HA! Ja wiem, ze Nessie w magiczny sposób jest przeznaczona mnie, ale kto o tym wie? NIKT. Ależ to będzie trudne... Może Eward okaże się na tyle pomocny i będzie mi przekazywał najciekawsze myśli...? A może, własnie będzie go bawiło moje zdezorientowanie? Obstawiał bym to drugie...
Co prawda wilkołak jeszcze nigdy nie dostał kosza, od wpojonej sobie osoby, ale po tym jak zmiennokształtny, wpoił sobie córkę wampirów, już niczego z naszych legend nie jestem pewien.
Moje rozmyślenia, przerwał cichy jęk Renessme.
Szybko zorientowałem się, że znajdujemy się na granicy terytorium- moim i wampirów.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Miło było tu wrócić... Przez ostatnie lata całymi dniami przesiaduje z pijawkami, ale po raz pierwszy od tych lat, cieszę się na przekroczenie granicy.
Tak to właśnie działa. Teraz jestem z Renesmee, więc wrócenie do dmu sprawia mi przyjemność, bo i tak jest ze mną. Jednak kiedy musiałem ją zostawić i wracałem na noc do rezerwatu, już tęskniłem i zniecierpliwiony oczekiwałem poranków, aż znów się zobaczymy.
Własnie dlatego postanowiłem, jechać z nimi. Zostanie w La Push, nie jest warte opuszczenia Nessie. Jestem bardzo wdzięczny Carlislowi, że zaproponował mi pojechanie z nimi. BA Gdyby tego nie zrobił, na czterech łapach pobiegłbym za nimi i sam się wepchnął do ich rodziny. Aż na samą myśl, przechodzą mnie ciarki... BLE. Być w rodzinie wampirów.
Kiedy tylko wyszliśmy z lasu, moim oczom ukazał się malutki domek, a na jego werandzie siedział Billy, na swoim wózku inwalidzkim. Jego wzrok, od razu powędrował na Renesmee, co nie uszło uwadze mojej dziewczyny. Spuściła głowę i ścisnęła moją dłoń jeszcze bardziej. Zerknąłem na tatę, który na widok Nessie szeroko się uśmiechnął, co mnie na początku z lekka zdziwiło, ale później zdałem sobie sprawę, że mój tato jest pokojowym człowiekiem i mimo, że nie przepadał za " zimnymi ludźmi", rodzinę Cullenów zawsze uważał za osoby porządne.
- Cześć Billy.- przywitałem się radośnie, stając na podwórku.
- Cześć Jake.- uśmiechnął się i raz jeszcze zerknął na Renesmee, która w końcu odważyła się podnieść spojrzenie, na mężczyznę.- Dzień dobry Renesmee.
- Dzień dobry.- szepnęła nieśmiało.
- Wejdźmy do środka.- zaproponował.- Zbiera się na deszcz.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu, od razu udaliśmy się do kuchni. Zaparzyłem nam herbaty (oczywiście mnie i tacie. Ness nie przepadała za ludzkim odżywianiem, a przecież nie podam jej tu krwi).
- Cieszę się, że wreszcie mogę poznać wybrankę mojego syna.- odezwał się po dłuższym milczeniu. - Rozumiem, że jesteś skrępowana, ale nie martw się. Znam moc wpojenia i wiem jaka jest silna. Znam także twoją rodzinę i naprawdę ich szanuje dziecko.
Zobaczyłem jak kąciki ust Renesmee delikatnie uniosły się ku górze. Zaraz poźniej spojrzała na mnie znacząco...
- Apropo wpojenia...- odchrząknąłem i spojrzałem na ojca, najłagodniej jak tylko mogłem. Żal ściskał mi serce, na myśl  zostawieniu go, ale doskonale wiedział, że rozstania z Renesmee bym nie przeżył. - Tato... Minęło już kilkanaście lat odkąd Cullenowie tu mieszkają i niestety przyszedł czas, aby się stąd wynieśli... kontynuowałem, bacznie śledząc jego mimikę twarzy. Czekałem, aż coś powie, ale jednak się ni doczekałem...- Powiedziałeś, że doskonale znasz moc wpojenia... Więc zapewne wiesz o tym, ze nie mogę opuścić Renesme...- zamilkłem, bo wiedziałem, że się domyślił. Nareszcie tym razem przejął inicjatywę i się odezwał:
- Jedziesz z nimi?- spytał, starając się zachować kamienną twarz.
- Tak postanowiłem...- wyszeptałem i spuściłem głowę w dół. Ku mojemu zdziwieniu, tata podjechał do mnie i pogłaskał po głowie.
- Jake... Masz już 27 lat i swoje życie.- odezwał się. - Jestem dumny, że potrafiłeś podjąć taką decyzję. Wiedziałem, ze ten moment kiedyś nastąpi i wiesz mi, że jestem wdzięczny Cullenom, że przyjmą Cię pod swoje skrzydła. Cieszę się, ze zdają sobie sprawę, że wpojonego wilka i jego wybranki rozdzielać nie można. Żaden rodzic nie chce aby jego dziecko cierpiało, a wiem, że gdybyś został tak by było. Synu... Naprawdę wiedziałem, ze ta chwila nadejdzie, odkąd tylko się dowiedziałem, że wpoiłeś sobie wnuczkę Carlisle'a. Bądźcie szczęśliwi, ale obiecaj, że będziesz mnie odwiedzał.- dokończył swój monolog, a ja go mocno przytuliłem. Jestem twardym facetem, w końcu wilkiem, ale w tym momencie emocje wzięły górę i spod moich powiek, wydobyła się pojedyncza łza.
- Dziękuje tato.
On tylko porozumiewawczo skinął głową.
- Dokąd i kiedy się wyprowadzacie?- spytał.
- Do Finlandii, za dwa tygodnie.- odezwała się Nessie.- Wtedy osiągnę w pełni dojrzałość fizyczną, więc nie będę się starzeć.
- Pierwszy raz spotykam się z takim przypadkiem.- powiedział niespodziewanie. - Wampirzyca, ale i człowiek. W twoich żyłach płynie krew, a bicie twojego serca jest tak donośne... I do tego jesteś obiektem wpojenia zmiennokształtnego. To niesamowite. Mam nadzieje, że nie będziecie źli, jeżeli wprowadzimy tę historię do naszych legend.- uśmiechnął się.
- Jest niesamowita, prawda?- zaśmiałem się i objąłem dziewczynę.
- Bardzo. - Przyznał Billy. - Razem tworzycie piękną parę. Aż żal byłoby was rozdzielać.
- Dziękujemy.- odpowiedzieliśmy równo. - Ale nie widziałeś jeszcze najlepszego.- dodałem i porozumiewawczo zerknąłem na Renesmee. - Jest w połowie wampirem, więc ma i dar.
Dziewczyna się uśmiechnęła i niepewnie przyłożyła dłoń do policzka mojego taty. Jego oczy, jak u każdego, na którym Ness używa daru, zrobiły się puste, a Billy przez kilka minut wpatrywał się w jeden punkt. Kiedy Renesmee skończyła "seans" szepnął tylko "niesamowite".
W sumie dalszy pobyt minął na całkiem przyjemnej atmosferze. Renesmee poznała także moją siostrę, która przecież tak jak ona, została wpojona, przez jednego z moich przyjaciół z watahy, więc długo o tym rozmawiały. Jak zaczęło się ściemniać, postanowiłem odstawić Ness do pijawek, aby Edward nie zrbił mi wykładu o "niepunktualności" oraz "nieodpowiedzialności".
- Super było ich poznać.- odezwała się, kiedy przekroczyliśmy granicę. - Miałam spore obawy, ale to naprawdę sympatyczni ludzie.
- Wiem.- uśmiechnąłem się i ucałowałem jej policzek.- Szkoda, ze tak szybko musiałaś iść.
- Szkoda... Ale może będzie jeszcze okazja, żeby tam pójść? W końcu za dwa tygodnie wyjeżdżacie, pewnie całymi dniami będziesz przesiadywał w La Push.
- Jeśli z tobą to tak.

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ


*Renesmee*

Przez ostatnie dwa tygodnie każdy był bardzo zabiegany... Mama musiała oznajmić Charliemu, że się wyprowadzamy, tata przypilnować, aby wszystko było spakowane, Alice i Jasper przez kilkanaście dni jeździli z Forks do Seatle i z Seatle do Fork, aby załatwić sfałszowane dokumenty przeprowadzki, adopcji, dowody tożsamości i tak dalej, babcia, Rose i Emett już od tygodnia są w Finlandii i zajmują się dekoracją domu, a dziadek załatwia nam loty, zapisuje do szkoły i przede wszystkim zwalnia się z pracy, oraz szuka nowej tam. W sumie tylko ja i Jacob, czasem komuś pomagaliśmy, a tak to całymi dniami siedzieliśmy w rezerwacie. Przyjaciele Jakoba są świetni.Mega zabawni. Co chwilę żartują. Poza tym poznałam wiele dziewczyn, które również są obiektem wpojenia. Kocham swoją rodzinę, ale poznanie kogoś nowego było świetnym doświadczeniem. Szybko złapałam z nimi wspólny język, szczególnie z siostrą Jacoba. Szkoda mi było ich zostawiać, bo kilka minut temu, odbyło się nasze ostatnie spotkanie, przed wyjazdem. 
Ciekawi mnie jak będzie w Finlandii... Wreszcie zasmakuje troszkę ludzkiego życia, bo do tej pory, jedynym człowiekiem do którego miałam dostęp był mój dziadek - Charlie i przez ostatnie dni, kilka osób z La Push. Jednak i tak, każdy wiedział, ze nasza rodzina jest inna i nie do końca ludzka. Teraz będę miała okazje poznać ludzi, którzy nie będą mieli pojęcia o "potworach z legend" i będa mnie traktować jak najzwyklejszego człowieka, a nie hybrydę. To doświadczenie mnie z lekka przeraża, ale i fascynuje. Z tego co wiem, od Carlisle'a, do tak zwanej "szkoły" pójdę już jutro. Zastanawia mnie, ile dziadek musiał wpłacić na szkołę, aby przyjęli tak dużo uczniów, na ostatnią chwilę. W końcu rozpoczęcie roku było już 3 tygodnie temu... Lepiej nie wnikam ile budżetu rodzinnego, poszło na "edukację", która nie jest nam potrzebna, bo mimo że nigdy nie chodziłam do szkoły, wiem więcej niż przeciętny dorosły, ale pozory trzeba zachować.
Własnie siedzimy w samolocie. Mieliśmy już jedną przesiadkę, więc jeszcze 3 godziny i jesteśmy na miejscu... Chyba nie muszę mówić, że każdy spogląda na nas, z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi buziami. Cóż się dziwić... Pewnie po raz pierwszy widzą siedem nadludzko pięknych istot plus jeden nad zwykle przystojnego i nieziemsko zbudowanego nastolatka.
Nawet nie wiem kiedy, strasznie mnie zmuliło i nim się obejrzałam spałam już niczym dziecko. Obudziłam się dopiero kiedy lądowaliśmy w Finlandii. Później była przesiadka na TAXI, aż wreszcie dotarliśmy na miejsce.
Dom tak jak zapowiedział Carlisle był w środku lasu, podobnie jak poprzedni, więc otoczenie prawie się nie różniło. Sam budynek był cudowny. Aż nie mogłam się doczekać, wejść do środka...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No hejka :) Długo mnie nie było, wiem wiem... Tłumaczyłm się już na poprzednich blogach. POWIEM KRÓCIUTKO. SZKOŁA.
Tyle nauki, że masakra co równa się z kompletnym brakiem czasu. Naszczęście już wszystko ogarnęłam więc stopniowo wracam do systematycznego pisania opowiadań. Moze rozdział nie za długi, ale mam jeszcze dziś naukę i kilka prac zaległych :P Więc muszę to wszystko ogarnąć. No nic. Natępny postaram się, aby był dłuższy :)


























środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 2

*Edward*

- Jacob!? - zawołałem i w ciągu jednej sekundy, zjawiłem się w pokoju mojej córki.- Robi się późno. Renezmee musi iść spać.- powiedziałem z triumfalnym uśmiechem. Dobrze wiem, że są w sobie na zabój zakochani, i że nic nigdy tego nie zmieni, ale mimo tego takie przekomarzanie się z nimi jest bardzo zabawne. Poza tym, niektóre myśli Jake'a, na prawdę przechodzą jego samego, a ja muszę bronić mojej małej córeczki. To wydaje się absurdalne, bo wiem, że w efekcie wpojenia, Nessie nie grozi żadna krzywda przy Jacobie, ale mimo to mam go czasami ochotę rozszarpać, jak tak sobie marzy. 
- Ale tato...- jęknęła moja córka.- Nie wiedzieliśmy się tak długo.- posmutniała. Nie potrafiłem patrzeć na jej smutną minkę. Westchnąłem.- Dobra. Ale o 22:00 masz się zmywać.
- Dzięki Edward.- uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. Rozstanie z moją córką kosztowało go tyle samo, co ją. Przypomniało mi się, jak jeszcze ja i Bella nie byliśmy małżeństwem i każdą wolną chwilę spędzałem z dziewczyną. 
- No ok...- powiedziałem i wyszedłem z pokoju.- Ale...- postanowiłem im nie podpuszczać, bo z myśli Nessie już zdążyłem wyczytać" "O ZGODZIŁ SIĘ. TRZEBA TAK PRÓBOWAĆ CZĘŚCIEJ!"- O tej 22:00 masz się stawić pod drzwiami naszego domu Jacob!
- No dobra, dobra.- zaśmiał się i zwrócił się do Renesmee. Uśmiechnąłem się na widok ich szczęścia i poszedłem do salonu, gdzie na kanapie czekała Bella.
- O co ci chodzi z Jacobem?- spytała. Chyba miała do mnie pewien żal, że tak go traktuje. Jakby nie patrząc, przed laty on i jego wataha już nie raz nam pomogli. Lubię go. To nie tak, że nie. Lubię i szanuję, ale czasem naprawdę mnie denerwuje. Może dlatego, że jestem nadopiekuńczym ojcem, a w moim życiu Nessie, jest jedną z dwóch najważniejszych osób? A może dlatego, że kiedy Bella była jeszcze człowiekiem, Jacob robił wszystko żeby to z nim była? Bardzo ją kochał. Próbował namówić ją z wszystkich sił, żeby zostawiła mnie i została z nim. Nienawidził mnie, a ja go. Byliśmy prawdziwymi rywalami o serce Belli. I chodź już od dziesięciu lat, Jake nie widzi świata poza Renezmee, ja chyba nadal mam do niego o to urazę, mimo, że sam uważałem, że tak będzie dla Belli lepiej. Nie wiem jak mogłem być takim głupcem. Przecież Bella nie może być szczęśliwa be ze mnie, tak jak ja nie mogę być szczęśliwy bez niej. No proszę... Niby mój mózg był tak wampirzo-idealny, a mimo to popełniał takie błędy...
- Edward?- usłyszałem melodyjny głos mojej ukochanej.- Odpowiesz mi?
- To na żarty.- przyznałem. Nie było to kłamstwo. Serio większość były to tylko żary, bo z dnia na dzień coraz bardziej przekonywałem się do ich związku (no chyba, że akurat Jacob palnie coś jakąś głupią myślą, wtedy już nie).- A tak poza tym... Nie wiem...- westchnąłem. Nie chciałem okłamywać żony, ale też wstydziłem się powiedzieć prawdę... Jednak ona cierpliwie spoglądała na mnie, czekając na dalsze wyjaśnienia. - No, bo spójrz Bello... Jeszcze zanim urodziła się Renezmee... Zanim się pobraliśmy, Mówiłem Ci, że lepiej byłoby ci z nim, a tak naprawdę bałem się jak cholera, że mnie posłuchasz. Chyba nadal w to we mnie siedzi. - kąciki jej ust podniosły się ku górze.
- Oj kochanie.- przytuliła się do mnie. - Kocham Cię bardzo i nigdy nie zostawię. A Jake... wpoił sobie naszą córkę.
- Wiem.- westchnąłem.- Naprawdę staram się to zaakceptować.
- Bynajmniej mamy pewność, że Nessie tak jak my będzie szczęśliwa, na wieczność.- no nie powiem przekonała mnie tą sugestią.
- Masz rację.- uśmiechnąłem się. - Już wolę tego idiotę w rodzinie, ale mieć pewność, ze kocha naszą córkę najbardziej na świecie, niż jakiegoś człowieka, którego byśmy może jeszcze musieli przemieniać i znów bawić się w szopkę z Volturii. - aż się wzdrygnąłem. Dobrze pamiętam, jak nasz wampirzy sąd przyszedł aby pozabijać moją rodzinę, za stworzenie "nieśmiertelnego dziecka". Na szczęście przekonał się, że moja córka jest niegroźna i jest hybrydą.
- Jasne, że mam rację,- zaśmiała się i ujęła moją twarz w dłonie, po czym pocałowała namiętnie w usta. 
- Nie przy ludziach co?- usłyszałem śmiech Jacoba. Oderwałem się od Belli i spojrzałem w jego stronę. Zmierzał właśnie do kuchni. 
- Ty bynajmniej nie znasz moich myśli, kiedy całuje Bellę. A I ONA NIE JEST TWOJĄ CÓRKĄ.- Powiedziałem przez zaciśnięte zęby, wspominając moje podsłuchy przez ostatnich kilka godzin.
- Nikt nie karze Ci czytać w moich myślach, przyjacielu.- zaśmiał się, wychodząc z kuchni z szklanką pełną soku. 
- Nie za pewnie się tu czujesz?- za tę uwagę dostałem sójkę w bok od żony. Za to Indianin nic sobie z niej nie zrobił.
- Nie zbyt.- wzruszył ramionami, popijając łyka.- Jeśli pozwolisz żebym wrócił teraz do twojej córki... Chyba, że to złamie Ci serce to nie.- uśmiechnął się szyderczo.
- Znikaj mi z oczu, bo nie ręczę za siebie.
- Jasne. Tato.
Prychnąłem tylko i naburmuszony wgapiałem się w ogień  kominka, próbując się uspokoić.
- To nie śmieszne. - skomentowałem, kiedy usłyszałem chichot Belli.
- Właśnie, że tak. Zachowujecie się jak dzieci, nawet nie wiecie jaki z Renesmee mamy z was ubaw.- wydusiła przez śmiech.
- Ha ha ha.- wywróciłem oczami. 
- Oj nie denerwuj się tak.- ucałowała mój policzek. - Czy jutro tez idziemy do Carlisel'a?- spytała, przybierając poważna minę.
- Tak.- potwierdziłem, najciszej jak umiałem.- Wolałbym, żeby Nessie i Jake tego nie słyszeli Bello.- wyszeptałem.
- Jasne.- pokiwała twierdząco głową.- Porozmawiamy, jak mała pójdzie spać...- zaproponowała, a ja przytaknąłem... Wiem o co Bella chcę mnie prosić i wiem też, że nie mam prawa jej odmówić... Nie tyle co prawa, ale nawet nie mam serca tak skrzywdzić mojego dziecka... Nie jestem tylko pewien, czy Jake na to pójdzie. Chociaż... Jeśli to co słyszałem o wpojeniu jest prawdą, wilk nie wyobraża sobie życia bez tej jedynej osoby, więc zrobi dla niej wszystko, spełni każdą zachciankę, pójdzie za nią wszędzie...
- Stawiam się Edward!- Jacob pojawił się przy drzwiach, a zaraz obok niego Renesmee. 
- Punktualnie.- skomentowałem.- Może jednak coś z ciebie będzie.
- Tak dzięki.- prychnął i ściągnął z wieszaka kurtkę, która zresztą nie była mu do niczego potrzebna, bo nigdy nie odczuwał zimna czy gorąca, przez temperaturę ciała, ale pozory trzeba zachowywać. Ludzie nie mogą nabrać podejrzeń, że wśród nich są osoby, wręcz z legend powyciągane. 
Jacob założył ubranie i jednym ruchem ręki, złapał Nessie w pasie, po czym przyciągnął do siebie. - Do jutra słonko.- musnął jej usta, jak dla mnie zbyt czule, ale dobra... odpuśćmy im. Naprawdę starałem się nie reagować na myśli Jacoba, ale on nie umiał ich hamować. Ciągłe wysłuchiwanie pocałunków z MOIM DZIECKIEM z JEGO PERSPEKTYWY, była denerwujące.
W końcu oderwali się od siebie.
- Możesz przyjść jutro po południu?- zapytała Renesmee, zapinając mu kurtkę po szyję, bardziej w geście symbolicznym, mówiącym, że troszczy się o niego. Doskonale wiedziała, że nawet bez koszulki na Antarktydzie, nie byłoby mu zimno. Jak mógł zmarznąć z temperaturą ciała, prawie 50 stopni?
- Dlaczego dopiero po południu?- zapytał.
- Chciałabym odwiedzić Alice, dziadka, babcie i tak dalej.- uśmiechnęła się. 
- Yhm Nessie...- zacząłem, uświadamiając sobie, że Renesmee nie powinna jutro znajdować się w domu Callenów. Na pewno nie o tej samej porze, co ja i Bella. Na poczekaniu wymyśliłem całkiem niezłą wymówkę. - Może lepiej niech po prostu Jake przyjdzie rano i wcześniej pójdzie?- zaproponowałem, jakby od niechcenia. - Odwiedzisz rodzinę później. Rano wybieram się tam z mamą i bynajmniej pobędziecie trochę sami, a ja nie będę musiał wysłuchiwać myśli twojego chłopaka.  
Wszyscy byli zszokowani moją propozycją, ale oczywiście przystali na nią. Bella spojrzała na mnie zdziwiona, ale już po chwili zrozumiała o co mi chodzi. Dyskretnie, lecz porozumiewawczo, się do mnie uśmiechnęła.
- Dobry pomysł Edward.- powiedział zadowolony Jacob.- Będę tak wcześnie jak to możliwe. - znów pocałował moją córkę. - Śpij dobrze Nessie. Puścił ją i otworzył drzwi.- Dobranoc Edward. Dobrej nocy Bells.- zwrócił się do nas i wyszedł. Słyszałem jak schodzi po stopniach i jak stawia kroki na naszym trawniku. Powiedział  jeszcze "Kocham Cię", bo doskonale wiedział, że moja córka zdoła to usłyszeć. Nawet ja się uśmiechnąłem. Bella ma rację... Moja córka jest obiektem wpojenia, więc nigdy ie zostanie zraniona przez swoją miłość. Powinienem się cieszyć. 
- Dobranoc.- Renesmee ucałowała nas i pobiegła do swojego pokoju.
Bella usiadła na kanapie, zamykając oczy. Podejrzewam, że przysłuchiwała się temu, co robi moja córka. Ja również się do tego przyłączyłem, ale trochę inaczej. Nie słuchałem tego, co Renesssme robi, a raczej tego o czym myśli...

"Tylko dlaczego??? To takie niesprawiedliwe... Dlaczego tata nie może polubić Jacoba? Przecież przed moimi narodzinami, było wszystko w porządku. Czy naprawdę tak bardzo boli go fakt, że chłopak wpoił mnie sobie, tuż po moich narodzinach? Przecież wpojenie to takie coś czego nie kontroluje. Zresztą widziałam minę Indianina, kiedy do mnie podchodził. Był wściekły. Chciał mnie ukarać za to, że "zabiłam" mamę. BA! Ile razy słyszałam, jak rozmawiając wtedy z kobietą mówił na mnie "to coś", "potwór", "morderca"...Jednak kiedy spojrzał mi w oczy, już wiedział, że nie ma innej drogi. Nie mam muz za złe, że źle o mnie myślał... Ja sama krzywię się na myśl o tym, że prawie zamordowałam własną matkę, ale co ja mogłam? Byłam wampirzym dzieckiem w ciele najzwyklejszej, kruchej kobiety... Dobrze, że już jako płód byłam na tyle rozumna, że kiedy tata powiedział do brzucha, że robię mamię krzywdę, starałam się wykonywać delikatniejsze ruchy, aby tylko nie połamać jej kolejnych żeber."


Zauważyłem, że przemyślenia mojej córki, plątają się. Na początku rozmyślała o Jacobie, przez wpojenie, a teraz, że jako płód - raniła moją żonę. Taka plątanina oznaczała tyle, że za moment Nessie pogrąży się w śnie, a ja miałem zamiar jeszcze dziś, odpowiedzieć jej na pytani, które zadawała sobie w myślach.

Podszedłem do drzwi sypialni dziewczynki i lekko je uchyliłem. Renesmee odwróciła się w moją stronę.
- Hej tato.- powiedziała, najwyraźniej przebudzona.
- Jeśli jesteś bardzo zmęczona...- zacząłem, ale nie dane mi było skończyć. Nessie pokręciła głową i wskazała, żebym usiadł obok niej. Uśmiechnąłem się do niej blado i wykonałem polecenie.
Kiedy Renesmme zauważyła wyraz mojej twarzy, od razu zorientowała się co jest grane i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Znów oglądałeś sobie, moje myśli.- stwierdziła pioronując mnie spojrzeniem, na co mimowolnie się zaśmiałem. - Tato.- jęknęła cicho i uderzyła mnie lekko w ramię, ale ją to zabolało bardziej.- Tak się nie robi, czy w tym domu tylko ty i mama macie prawo do prywatności?- spytała naburmuszona.
- Przepraszam cię Nessie, ale to było niedobrowolne. Usłyszałem kawałek o mnie i wsłuchałem się. - wyjaśniłem przepraszającym tonem.
- Tak, oczywiście...- odparła ironicznie i odwróciła się o de mnie plecami.
- Dobrze mniejsza.- westchnąłem, postanawiając sobie, że nie będę tyle przesiadywał w głowie córki.- Chciałabyś wiedzieć, dlaczego tak podchodzę do Jacoba, prawda? - Renesmee odwróciła się w moją stronę i spojrzała, na mnie. Zastanawiała się czy pytać, czy nie. W końcu ciekawość wygrała z złością i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zacząłem. - No bo widzisz córeczko... To nie takie proste. Masz dopiero 10 lat i...- chciała mi przerwać, ale uciszyłem ją przykładając sobie palec do ust.- Wiem, że rozumowanie i wygląd masz siedemnastolatki. Przecież jak miałaś marę tygodni już mówiłaś i chodziłaś, ale to nie zmienia faktu, że lat masz 10... Jest mi trudno przyzwyczaić się do faktu, że Jacob chwili bez ciebie wytrzymać nie może. Zawsze tak było, ale raczej jako przyjaciele, dopiero niedawno poczuliście do siebie, coś większego i zostaliście parą... Za to kiedyś walczyłem z nim o serce Belli.- zniesmaczyłem się na wspomnienie tych paru lat wstecz, na co Nessie się zaśmiała.
- Nadal czujesz do niego o to urazę?- spoważniała i podparła się na łokciu.
- Sam nie wiem.-wzruszyłem ramionami.- Być może...
- Oj tato...- westchnęła- To nie wina Jacoba, że coś do niej czuł... Ale spójrz na to z innej strony, Wiem, że szczęście mamy jest dla ciebie cenne. Pamiętaj, że ona nigdy nie chciała tracić przyjaźni z Jakiem, ale on coś do niej czuł i po przemianie nie miał już się zbliżać... Po wpojeniu zaczął traktować mamę tylko jako najlepszą przyjaciółkę i stał się częścią naszej rodziny. Przecież tego, tak bardzo wtedy pragnęła.
- Czemu cytujesz Jacoba, skarbie?
- Akurat ten moment najbardziej zapamiętałam.- zachichotała uroczo.- Miałam zaledwie dwa dni, a już rozumiałam, że mama jest bardzo wściekła na Jake'a, że wpoił sobie jej malutkie dziecko... Rzuciła się na niego, a ja tak okropnie się wtedy bałam... Zresztą... Co będę ci mówiła, spójrz.
Przyłożyła mi dłoń do policzka i pokazała szczegółowo, tamten dzień, kiedy Bella została przemieniona. Nessie była trzymana wtedy na rękach u Rosalie i wstrząśnięta przyglądała się wściekłej Belli, idącej ku Jacobowi, podczas kiedy resztę rodziny to bawiło.
- naprawdę się bałaś o tego głupka.- zaśmiałem się, a Nessie wytknęła mi język.- Dobra córciu... Postaram się być milszy. Ale nie obiecuje, twój ukochany czasem się zapędza.
- Jasne.- westchnęła i uśmiechnęła się.
- Dobranoc. Śpij dobrze,- pocałowałem jej blade czółko i wyszedłem z pokoju, zamykając drzwiczki.

W salonie dopadła mnie Bella, która wskoczyła na mnie, oplątała nogi wokół mojego pasa i musnęła w usta.

- To bardzo miłe z twojej strony.- uśmiechnęła się i pogłaskała po policzku. - To, że tak jej wszystko wyjaśniłeś.
- Nie dobra ty, podsłuchiwałaś.- pocałowałem ją w policzek.
- Tylko odrobinę.- puściła mi oczko i zeskoczyła na podłogę, tak cicho, że normalny człowiek, w ogóle by nie usłyszał. Zwinnym krokiem podeszła do półki z filmami i wyciągnęła z niej jakąś płytkę.
- Oglądamy?- zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha. Bella nigdy nie lubiła nudnych romansideł, więc gusty pod tym względem mieliśmy podobne. Tym razem wybrała jakiś kryminał, a ja byłem oczywiście za.
- Kochanie...- zacząłem włączając TV.- A nie chciałaś mnie o coś zapytać?
- Jutro.- stwierdziła.- Wolę, żeby Nessie nie słyszała.
- Nie powinna usłyszeć.- zapewniłem ją.
- Ale może. I nawet jak usłyszy to przez sen, będzie jej się to śniło. Bardzo często tak ma.
- Wiem.- westchnąłem.- Czy to ma coś wspólnego z wyjazdem?- zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź. Bella przyłożyła sobie palec do ust i tylko pokiwała twierdząco głową.
Włączyłem film i usiadłem na kanapie, zaraz przy mojej żonie, a ta wtuliła się we mnie.


Czytałem właśnie jedną z książek, którą wyciągnąłem z biblioteczki, kiedy usłyszałem, że ktoś stąpa po naszym trawniku. Bicie serca, i ciepło bijące od ciała gościa, dało się wyczuć już tutaj. Jacob, pomyślałem i podszedłem do drzwi, otwierając je.

- Witaj Jake.- przywitałem się z chłopakiem, a ten jednym susem przeskoczył trzy stopnie i znalazł się na werandzie.
- Cześć Edek.- wygiął usta w głupkowatym uśmieszku. - Przyszedłem do Nessie.
- No co ty? Nie wiedziałem.- parsknąłem śmiechem i wpuściłem go do środka.

Indianin przekroczył próg naszego domu, a już po kilku sekundach, w jego silnych ramionach, znajdowała się moja córka, ściskają go z całych sił.

- Cześć księżniczko.- przywitał się z nią i pocałował w policzek. W jego myślach wyczytałem, że nie chcę mnie prowokować, ale gdyby nie moje zdolności, pocałowałby ją w usta. To poniekąd, było miłe z jego strony.
- Hej.- uśmiechnęła się promiennie.
- Jeszcze w pidżamie?- zapytał, śmiejąc się.
- Zapomniałeś, że jestem śpiochem? - zachichotała.
- No faktycznie.- przyznał jej rację.
Naprawdę starałem się ignorować ich myśli. To nie tak, że specjalnie w nich czytam. Ale kiedy ta dwójka jest razem nie da się ich uspokoić. W ich głowach panuje kompletne zawirowanie. Muszę się na prawdę mocno skoncentrować, aby nie zaglądać w przemyślenia tej dwójki. One wręcz same wyrywały się im z pod kontroli. Dla mnie- wampira z darem czytania w myślach- unikanie ich, kiedy są razem, było jak zatykanie uszu, podczas koncertu. Może nie docierały do mnie wszystkie, ale nie dało ich się po prostu wymazać. To już nie była moja wina. Jedyne co mogłem zrobić, to udawać, że nic nie słyszę.
- Zrobiłam wam śniadanie.- z kuchni wyszła moja żona, trzymając w rękach tacę pełną kanapek.- Skusi się ktoś?
Jacob szeroko się uśmiechnął na widok góry jedzenia, a moja córka lekko się skrzywiła i przełknęła ślinę.
- Przykro mi Renesmee.- westchnęła Bella, zauważając jej minę.- Ale twój organizm nie jest w stanie wytrzymać tyle bez posiłku i od czasu do czasu musisz coś zjeść. Nie puszczę cię samej na polowanie. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła.- Wybierzemy się na nie jutro, zgoda?
- Jasne.- odparła. Wiedziałem, ze przełknie to ochydstwo, aby zrobić Jakowi przyjemność.
Jacob pogłaskał kciukiem, wierzch jej dłoni.
- Smacznego.- powiedziałem z nutką obrzydzenia.
- Przyda się.- westchnęła i pociągnęła chłopaka do kuchni.
- Belo...- spojrzałem znacząco na swoją żonę, która dyskretnie skinęła głową. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia po co my tak staramy się zachowywać cicho, aby Nessie nie nabrała podejrzeń, skoro i tak razem z Jacobem, byli zbyt zajęci sobą, żeby chociaż na nas spojrzeć, a co dopiero się przysłuchiwać...
- Renezmee, skarbie, wychodzimy.- odparła Bella.- Do Cullenów.- dodała.
- Yhy.
- Chodźmy.- powiedziałem i otworzyłem drzwi, przez które przeszła. - Do zobaczenia!- krzyknąłem jeszcze przez ramię, ale nie odzyskałem odpowiedzi. Westchnąwszy rzuciłem się biegiem za moją żoną. Pogoda była dziś ponura, ale to jest Forks. Dziwne byłyby tu upały. Na szarym niebie, kłębiły się ciemne chmury. Zbliża się deszcz.
Po kilku sekundach biegu po lesie, dotarliśmy do rzeczki, którą razem przeskoczyliśmy i znów pobiegliśmy w gąszcz.
- Pierwsza.- zaśmiała się Bella, wskakując na pierwszy, kamienny schodek, prowadzący do wielkiego domu.


- Ja wystartowałem później.- udałem obrażonego, na co Bella uroczo się zaśmiała.

- Przykre Edwardzie.- westchnęła.
W salonie zastaliśmy całą rodzinę. Po ich twarzach było widać, że są zdenerwowani. Co do jednego... Zapewne, gdyby wszedł tu teraz człowiek i zastał ich w takim stanie, pomyślałby, że to posągi. Nikt nie oddychał, nikt nie mrugał i każdy był wgapiony w jeden punkt. Panowała idealna cisza. Głucha cisza. Alice stała oparta o mój fortepian, za to Jasper stał kilka metrów za nią ze wzrokiem wbitym w podłogę. Carisle siedział na fotelu, a Rosalie, Esme i Emmett zajmowali kanapę. Wyglądali bardziej jak manekiny na wystawie, niż ludzie.
Bella ścisnęła moją rękę, abym na nią spojrzał. Wzrokowo spytała mnie "o co chodzi", oczekując wyjaśnień, dzięki mojemu darowi.
- Ludzie są coraz bardzie podejrzliwi...- wyznałem, po chwili ciszy. - Wyczytałem z myśli Carlisle'a, że jakiś pracownik ze szpitala znalazł zdjęcie sprzed kilku lat i wszyscy byli zdziwieni, że tata się nic nie zmienił.- kontynuowałem, bo wiedziałem, że Bella chce znać jak najwięcej szczegółów.- A później jak na złość zjawili się Rosalie z Emmettem, ponieważ chcieli odwiedzić go w pracy... Oczywiście nikomu nie umknęło, że oni również się nie zmienili i zgodnie stwierdzili, że to bardzo dziwne, bo cała nasza rodzina, to nieziemsko piękne osoby, a nie mamy wspólnych genów... Wszyscy myślą, że Carlisle i Esme nas adoptowali, a mimo to jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż większość tutejszych rodzin.

*Bella*

Po wyjaśnieniach Edwarda, Carlisle poderwał się z fotela i stanął na przeciwko nas wszystkich. Siedem par oczu, zwróciło się ku doktorowi.
- Musimy stąd wyjechać.- Odparł wreszcie.- I to jak najszybciej. Mieszkamy w Forks już prawie czternaście lat, to zbyt długo jak na wampiry. Ludzie nie mogą się o nas dowiedzieć. - dodał tak szybko, że zajęło mu to mniej niż 2 sekundy. 
- Kiedy jedziemy?- zapytała Alice.
- Za dwa tygodnie.- odpowiedział jej i znów zwrócił się do nas wszystkich.- Jak tylko Renesmee będzie wyglądała na osiemnaście lat i przestanie się starzeć. Zmieni się minimalnie, ale lepiej dmuchać na zimne. Nie będziemy ryzykować, że się wyprowadzimy, a następnego dnia młoda będzie o kilka centymetrów wyższa. Czekamy, aż przestanie się starzeć i wyjeżdżamy.- popatrzył się po nas, a jego wzrok zatrzymał się na mnie.- Wiem Bello, że będzie Ci ciężko zostawić Charliego, ale to nieuniknione. 
Przytaknęłam tylko. Oczy mnie zapiekły, a z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Jako wampirzyca nie mogłam ronić łez, ale to z pewnością był płacz... 
Po tylu latach, miałam opuścić miasto gdzie tyle przeżyłam... Mimo, że okres kiedy byłam człowiekiem, pamiętam jak przez mgłę, doskonale wiem, że to w Forks się urodziłam i po rozwodzie rodziców wyprowadziłam z mamą, aby po kilku latach ponownie wrócić, odbudować relacje z tatą i starym kolegą- Jacobem, który później okazał się najlepszym przyjacielem. Tutaj poznałam miłość swojego życia, ożeniłam się i urodziłam, oraz wychowałam córeczkę. Tutaj zaczęłam nowe życie, jako piękna - nieśmiertelna.
- Będziesz jak najszybciej musiała poinformować Charliego...- powiedziała Esme. - Na pewno będzie mu źle, ale zrozumie.- spróbowała mnie pocieszyć. Wysiliłam się i zmusiłam do bladego uśmiechu.
- Musimy zacząć się pakować. - uznała Rosalie. 
- Czy sprzedajecie dom?- zapytałam.- Czy macie już wybrane miejsce zamieszkania? Kupujecie mieszkanie, czy budujecie?
- Nie kochanie...- odezwał się Edward.- Nie sprzedajemy domu, bo pewnie wrócimy tutaj kiedyś. Może za 90, albo za 2789 lat...- westchnął i przycisnął mnie do siebie. - Nie martw się. Charlie będzie mógł nas odwiedzać. - uśmiechnął się i ucałował w policzek. - A wyprowadzamy się do Finlandii w Europie. - żołądek podszedł mi do gardła. Spodziewałam się, że to będzie daleko, ale kiedy usłyszałam nazwę innego kontynentu, zmroziło mnie. - Mamy już tam dom. - Carlisle zamieszkiwał tam, kiedy studiował na uniwersytecie w tym kraju.
- Jedziemy wszyscy?- nagle do głowy wpadła mi przerażająca myśl. Popatrzyłam nerwowo po każdym z osobna.
- Oczywiście, że tak Bello.- uspokoiła mnie Rosalie.- Cała nasza dziewiątka. 
- Dziewiątka?- wykrztusiłam, dławiąc się powietrzem. 
- No tak.- blondynka zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czy popełniła błąd w obliczeniach.- Ty, Edward, Alice, Jasper...- zaczęła wyliczać na palcach.- Esme, Carlisle, Renezmee, Emmett i ja.- dokończyła. - Przecież dobrze policzyłam. 
Przybrałam wkurzony wyraz twarzy i mój mąż doskonale wiedział o co mi chodzi. On również zrobił się spięty. Chyba też doskonale zdawał sobie sprawę, że tak nie wolno! To wbrew naturze! Nie możemy!
- Carlisle?- zaczął nie pewnie, przełykając ślinę.- Co z Jacobem? - mężczyzna się uśmiechnął. 
- Właśnie miałem wam o tym powiedzieć. Wyprzedziliście mnie.
- Chyba ten kundel z nami nie pojedzie?!- wycedziła wampirzyca, zaciskając dłonie w pięści.
- Rose...- westchnął doktor.- Jacob wpoił sobie moją wnuczkę i w ten sposób stał się częścią mojej rodziny. Jeżeli tylko zgodzi się zostawić Forks i watahę, aby pojechać z Renezmee... Nie mam nic przeciwko.- dodał jak zwykle, opanowanym tonem.
- TO WILKOŁAK!- Warknęła i aż obnażyła kły.
- Rose pomyśl!- wrzasnął mój mąż. - Pomyśl jak będzie czuła się twoja ukochana bratanica bez Jacoba! Oni nie widzą poza sobą świata i to już niczyja wina. Jacob ją sobie wpoił i nikt nie ma prawa ich rozdzielić. 
Dziewczyna przeklnęła pod nosem i z hukiem usiadła na kanapie. Spojrzałam na Edwarda, który znacząco skinął głową i się uśmiechnął. Znaczyło to tylko tyle, że z myśli blondynki wyczytał, że przekonał ją swoją wypowiedzią.
- Oczywiście to moje zdanie.- kontynuował Carlisle.- Jeśli wy uważacie, że Jake nie może z nami mieszkać i wyjechać, to...
- Ja bardzo lubię tego chłopaka.- weszła mu w słowo Esme.- Wiele razy nam pomógł i sam był wyrozumiały. Nie mam żadnych powodów, aby z nami nie jechał. 
- Ty zawsze we wszystkich widzisz same dobre strony.- burknęła Rosalie. Ona i Jake nigdy nie mieli dobrych kontaktów. Nie lubili się strasznie. Dokuczali sobie na każdym kroku i robili drugiemu na złość. Szczególnie jak byłam w ciąży... Kiedy Rose za wszelką cenę chciała ratować dziecko, a Black był przekonany, że powinnam je usunąć, jak najszybciej.
- Ja też uważam, że dla dobra małej powinien jechać z nami.- odezwała się Alice. - Poza tym nie jest taki zły... Da się przyzwyczaić.- zaśmiała się. Ona zawsze działała w imię miłości. W przeciwieństwie do swojej siostry, wiedziała, że nie można rozdzielić tej dwójki. Poza tym... pewnie w głębi duszy wiedziała, że będzie mogła kiedyś zaplanować im ślub, randki i tak dalej... a to był jej konik. I chyba wiedziała też, że Renesmee bez Jake'a nie byłaby tą samą Renezmee... Czyli jedyną tutaj tak jak ona zamiłowaną do ubrań, mody i wszystkiego co związane z pięknym wyglądem.
- Mi to obojętne- wzruszył ramionami Jasper.- Wolałbym nie...- skrzywił się. Na pewno pomyślał sobie teraz, o zapachu jaki będzie w domu... Aż mi zrobiło się nie dobrze... Niestety ale wilkołaki i wampiry to odwieczni wrogowie i nawet zapach drugiej rasy jest nie do zniesienia. Zarówno dla nas jak i Jacoba.
- Czyli jesteś na tak, czy na nie?
- To zależy czy w domu będzie cuchnęło.
- Zaraz wam o tym opowiem.- uśmiechnął się doktor.- Spojrzał na mnie i mojego męża.
- My oczywiście jesteśmy na tak.- odpowiedział Edward zdecydowany. Naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek tak będzie bronił Jacoba i naszej córki...
- Emmett? 
- Szczerze nie jest najgorszy. On jedyny ma tu poczucie humoru, gbury.- popatrzał na nas z głupkowatym uśmiechem.- Wybacz słońce...- zwrócił się do Rose.- Ale jestem na tak. - Jego żona prychnęła i odsunęła się od niego o kilka metrów. Edward cicho się zaśmiał. - Ale chętnie posłucham o tym jak pozbyć się tego smrodu?
- Mam pewną teorię... Jeżeli Jacob by się zgodził, moglibyśmy postawić mu mały domek niedaleko nas, tak jak Belli, Edwardowi i Renesmee tutaj. Nie za daleko, aby nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń. Najlepiej jakby ludzie myśleli, że mieszkamy razem. Kilkanaście metrów od nas. Zapach nas nie ominie, ale nie będzie tak wyrazisty. Zapewniam was, że szybko przywykniecie. Skoro ja WAMPIR jestem chirurgiem obojętnym na ludzką krew, nauczymy się być obojętnymi na zapach wilkołaka...
- Niech będzie.- powiedział Jasper. - W takim razie ja też jestem na tak.
- A ja pół na pół. - odezwała się wciąż wściekła blondynka.- Ale robię to tylko i wyłącznie ze względu na Nessie.
- Czekajcie...- zaczęłam. - Wszystko super, ale Jacobowi może zrobić się przykro jeśli złożymy mu taką propozycję.-Każdy popatrzył na mnie ze zdziwieniem.- No bo co?- zabrałam się za wyjaśnienia. - Powiemy mu, że ma mieszkać kilkanaście metrów dalej, bo śmierdzi?
Wszyscy zgromadzeni wybuchli śmiechem.
- Oj kochanie...- westchnął Edward, gdy się uspokoił.- Nas jest ósemka i jedna hybryda. Uwierz dla niego to będzie najpiękniejszy prezent, jak nie będzie musiał mieszkać z nami wszystkimi. Nam czasem trudno jest znieść zapach jego jednego, to pomyśl co on czuje, kiedy jesteśmy wszyscy.
Wykrzywiłam się. Jeśli dla Jake'a tak strasznie pachniemy jak on dla nas...
- Czyli postanowione.- powiedział Emmett.- Teraz trzeba przygotować wszystko do wyjazdu.
- Nie wiemy jeszcze czy Jacob się zgodzi... Ale podejrzewam, że dla Renezmee opuści watahę...- skomentował Carlisle.
Nagle zrobiło mi się strasznie przykro... Mój przyjaciel miał zostawić swoich braci...  Ale co mogłam poradzić? Tak już działa wpojenie. Skoro moja córka jest jego oczkiem w głowie, o wiele prościej będzie mu zostawić La Push i jego mieszkańców, niż Renezmee.
- A jeśli chodzi o Charliego...- dodał niepewny mojej reakcji. Mimo silnego ukłucia w moim, nieruchomym, sercu, zacisnęłam zęby i udawałam opanowaną. - Będzie mógł odwiedzać nas jak tylko będzie miał na to ochotę. Opłacimy każde jego wakacje. Nawet jakby miał przylatywać co weekand. - zrobiło mi się lepiej. W końcu kiedyś myślałam, że po przemianie nigdy już nie zobaczę taty... A teraz, kiedy on błędnie interpretuje to kim jesteśmy, możemy się widywać. To bardzo pomogło. Rozluźniłam się, chodź nie byłam w stu procentach przekonana, czy to nie Jasper manipuluje moimi emocjami. 
- Dziękuję Carlisle.- uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go.
- Nie ma sprawy.- posłał mi piękny uśmiech.- A wracając do Jacoba... Czy mógłbym z nim sam o tym porozmawiać? Przedstawić mu sytuacje?
Spojrzałam na swojego ukochanego, który przytaknął.
- Jasne.- uśmiechnęłam się.- Myślę, że powinien mu to powiedzieć ktoś tak opanowany i doświadczony jak ty. - przyznałam szczerze. - Ja sama jestem teraz kłębkiem nerwów.
- Bardzo się cieszę. Czy możesz mi go przyprowadzić jeszcze dziś? Ze względu na to czy się zgodzi czy nie, będę musiał zacząć obmyślać jak teraz będzie wyglądała nasza rodzina. W końcu doszłaś do nas ty, Niessie i możliwe, że Jake.
- Rozumiem. Czy mam go sprowadzić teraz?
- Jeśli byś mogła.
- Jasne.
Od razu rzuciłam się biegiem ku drzwiom i w ułamku sekundy, znalazłam się na podwórku Cullenów, kierując się w stronę lasu. To takie niesamowite, że mimo gęstwiny i mojej szybkiej prędkości, każde drzewo i każde krzaki omijałam bez żadnego problemu. W powietrzu było czuć chłodny powiew wiatru, a chmury kłębiły się tak bardzo, jak poprzednio. Moim wyostrzonym wzrokiem, zauważyłam jak pierwsze krople deszczu lecą z nieba i roztrzaskują się na ziemi, lub opadają na liście drzew oraz krzewów, delikatnie z nich spływając. 
Słyszałam każdy najmniejszy szczegół... Zaczynając od szeleści liści, przechodząc przez dźwięki wydawane przez najmniejsze robaczki, dochodząc nawet do rytmicznego bicia serc wszystkich zwierząt w pobliżu. Nim się obejrzałam - dotarłam do kilkunastometrowej rzeki, która przeskoczyłam jednym susem i biegłam dalej.
W saloniku zastałam siedzących na kanapie Renezmee i Jacoba. Oparłam się o framugę drzwi, nie chcąc im przeszkadzać. Renezmee była właśnie w trakcie pokazywania czegoś Jakowi. Poznałam to po jej skupionej minie i przyłożonej dłoni do jego policzka, a także po pustym wzroku chłopaka. Kiedy moja córeczka oderwała od niego ręce, ten szeroko się do niej uśmiechnął.
- Ale ty masz sny, Nessie.- zaśmiał się. A więc moja kochana pokazywała mu, co przyśniło jej się dzisiejszej nocy. -O cześć Bells.- uśmiechnął się.- Nie zauważyłem cię.
Parsknęłam tylko śmiechem. 
- Co tam ciekawego mu pokazałaś?- spytałam Renezmee, a ta zachichotała i podbiegła do mnie.
- Sama zobacz.- przyłożyła mi swoją ciepłą, a raczej gorącą dłoń do mojego lodowatego policzka i w tym samym momencie kompletnie zmienił się obraz w mojej głowie. Już nie widziałam roześmianej i zarumienionej twarzyczki mojej córki, ale wielką polanę.
Była oświetlona światłem słonecznym. Wokół niej było wiele zwierząt, ale zdecydowanie największą uwagę przykuwał rdzawobrązowy basior, leżący, na brzuchu, w jej centrum. Łeb miał pod swoimi ogromnymi łapami, a o jego brzuch, oparta siedziała Nessie. Dziewczyna wplotła swoje drobne paluszki w jego sierść i szepnęła do wielkiego ucha, wilka "kocham cię", a ten wydobył z siebie ciche mruknięcie, jakby chciał wyznać jej to samo i swoim szorstkim językiem, polizał różowiutki policzek swojej ukochanej...
I w tym momencie ta cudowna sceneria, ustąpiła miejsce uradowanej twarzy Renezmme, za którą znajdował się kominek i półka z książkami. Uświadomiłam sobie, że moje policzki, nie są już dotykane przez córkę.
- Piękny sen kochanie.- przyznałam, uśmiechając się, ale w głębi duszy bałam się, co będzie za kilkanaście minut... A może i mniej? Czy Jake naprawdę miał opuścić watahę i zostać członkiem rodziny wampirów, aby być blisko mojej małej?
- Tak sobie myślę Nessie...- zaśmiał się chłopak.- Mogłabyś pokazać ten sen Edkowi.- parsknął śmiechem.- Na pewno by go uszczęśliwił.
- Jake...- westchnęłam i spojrzałam na niego poważną miną. On również zrobił się spięty, a Renezmee przyglądała się nam zdezorientowana.- Carlisle ma do ciebie bardzo ważną sprawę.
- Mamo co się stało?- zapytała przerażona dziewczyna.
- Nic kochanie.- uspokoiłam ją i pogłaskałam po policzku.- Wszystkiego dowiecie się na miejscu. - oznajmiłam.-Moglibyście pójść teraz ze mną do Cullenów? - zapytałam. Jacob nic nie mówiąc wstał z kanapy i podszedł bliżej nas, a Renezmee  ujęła jego dłoń, czekając aż przepuszczę ich do drzwi. To chyba znaczy "tak". 
Wszyscy biegliśmy przez las w zupełnej ciszy. Nie odzywaliśmy się ani słowem. Nie pędziłam już tak szybko jak poprzednim razem, aby dorównać tempowi Nessie i Jacoba, który wciąż był w ludzkiej postaci, więc jego zdolności są wiele mniejsze, niż jako ogromny basior. W scenografii nie zmieniło się nic, prócz tego, że teraz nie kropiło a padało na dobre. 
Musiałam zatrzymać się na moment, aby zaczekać, aż moja córka przeskoczy rzekę, ale w końcu jej się to udało i ponownie pobiegliśmy, aby już po chwili znaleźć się w domu.
Nie byliśmy aż tak bardzo przemoknięci. Drzewa w lesie, rosnące kurczowo blisko siebie - tak, że większość stykały się koronami- skutecznie chroniły nas niczym parasolki.
- Nessie!- pisnęła Alice, podbiegając do mojej córki i obściskując ją.- Jak ty pięknie wyglądasz. Idealnie dobrałaś ten zestaw moja droga,- skomplementowała ubiór dziewczyny, a później spojrzała na mnie z dezaprobatą. - Wzięłabyś przykład z córki Bello...- pokręciła głową widząc mnie jak zwykle w dżinsach, koszulce, szarej bluzie i włosach związanych w luźnego kitka.
Puściłam jej uwagę mimo uszu i spojrzałam na Carlisle'a, dyskretnie wskazując podbródkiem na Jacoba. On równie niezauważalnie skinął głową, na znak, że rozumie.
Odchrząknął i w salonie zapanowała cisza. 
- Renezmee, Jacob... - zwrócił się do trzymających się za ręce nastolatków. O ile tak ich można było nazwać. Moja córka miała dopiero 10 lat, a mój przyjaciel podchodził pod trzydziestkę. Aż mnie skrzywiło na tę myśl, ale później przypomniałam sobie, że w naszym małym świecie, działa to inaczej...- Musimy powiedzieć wam coś bardzo ważnego... Ale pozwólcie, że najpierw porozmawiam z Jakiem, dobrze?- wyciągnął rękę ku chłopakowi. 
On zdezorientowany popatrzył na mnie, a ja dałam mu znak, aby posłuchał doktora. Delikatnie puścił dłoń Nessie i podszedł bliżej wampira. - Może się przejdziemy? - wskazał na drzwi.- Chyba, że przeszkadza ci ta deszczowa pogoda.
- Nie ma sprawy.- odparł Indianin.
- W takim razie chodźmy. 
Obaj wyszli z domu. Wiedziałam, że nie bez powodu doktor, prowadzi Jake'a na dwór. Nie chciał aby ich rozmowę usłyszała Nessie. Może i moja córka nie ma tak dobrze rozwiniętych - wampirzych- zdolności, ale jakby chciała, bez problemu podsłuchała by, choćby najcichszą wymianę zdań w tym domu. Jej dziadek chciał tego uniknąć.
 - Ktoś mi powie o co tutaj chodzi?- zapytała zdezorientowana, patrząc po każdym z kolei, zatrzymując się na mnie. - Mamo... - Yhm. dobrze wiedziała, że ze mnie jest tu najmniej uzdolniona aktorka i sprytnie chciała to wykorzystać, ale ja nic nie odpowiedziałam.
- Nessie... - uratowała mnie Alice.- Opowiedz mi lepiej o tym stroju.
- Chcę wiedzieć co się dzieje.- zaprotestowała.
- Córeczko dowiesz się już za chwilkę. Daj dziadkowi kilka minut.
Westchnęła ciężko, ale zrezygnowała z dalszego śledztwa, wiedząc, że i tak nic od nas nie wyciągnie. 
- Zastanawiałam się nad nim ponad pół godziny.- zachichotała, odpowiadając na poprzednie pytanie cioci.- Nawet Jacob mi pomógł. O właśnie!- odwróciła się w stronę Edwarda.- Popatrz co mi się śniło!- zaśmiała się i przyłożyła mu dłoń do policzka.  
- Bardzo ciekawy.- burknął pod nosem, a my się zaśmiałyśmy. 
-Pokażesz mi też?- spytała Rose, która trochę się uspokoiła od mojego wyjścia.
- Ostrzegam.- mała podeszła do niej.- Jest w nim Jake.
- Przeżyje.- westchnęła blondynka i przyłożyła sobie jej dłoń do swojego aksamitnego policzka.
Tak oto moja córka pokazała swój sen każdemu z po kolei, a swojej cioci - Alice- nawet trzy razy, bo tak jej się spodobał.
W końcu, po dość długim oczekiwaniu drzwi domu się otworzyły i stanęli w nim Carlisle z Jacobem. Bardzo się starałam wyczytać z ich min cokolwiek, ale kompletnie nic nie zdradzały. 
Moja córka od razu podbiegła do Indianina i mocno się w niego wtuliła, kurczowo łapiąc się skrawka jego koszulki. Już wiedziała, że coś jest nie tak...





--------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!!!! No i jest dwójka. Szczerze średnio jestem z niej zadowolona. Nie wiem czemu, wydaje mi się, że słabo wyszło, no ale ocenę już zostawiam wam. Kolejny będzie lepszy zobaczycie :D Bardzo dziękuje osobom, które skomentowały poprzedni rozdział :*

POZDRAWIAM ;)












poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział 1

*Renesmee*

- Kochanie...- usłyszałam szept mojej mamy, która starała się mnie wybudzić. - Pora wstawać księżniczko. - poczułam jej lodowatą skórę na swoim ramieniu. Przeszły mnie ciarki i pospiesznie przykryłam się kołderką. 
- Nie chce mi się.- wymamrotałam zachrypniętym głosem. 
- Jak się spało? - zapytała. Poczułam, że kładzie się obok mnie. Odgarnęła moje włosy do tyłu.
- Dobrze, a tobie?- mruknęłam w poduszkę, na co kobieta się zaśmiała.
- Oj kochanie...- westchnęła.- Nie śpię już od dobrych dziesięciu lat. 
- A no tak.- zachichotałam. - W takim razie, co robiłaś dzisiejszej nocy? - spytałam, jednak nie odzyskałam odpowiedzi, więc odwróciłam się w jej stronę. Patrząc na minę rodzicielki, zdałam sobie sprawę jaka jest odpowiedź. Tata wiele razy mówił, że mama jako człowiek nie umiała kłamać, ani kryć się z uczuciami. Po przemianie w ogóle się to nie zmieniło. Podejrzewam, że gdyby jej serce wciąż biło, byłaby oblana rumieńcem.
- Czyli to samo co w każdą noc.- prychnęłam.
- Nie jesteś za młoda na takie tematy?- udała obrażona i dała mi delikatną sójkę w bok. W końcu jest pełnym wampirem. Jest dużo silniejsza od mieszańca. Czasem obchodzą się ze mną aż za nadto delikatnie. - Masz dopiero dziesięć lat.- zauważyła.
- Nie zapominaj mamo, że jestem hybrydą.- broniłam się.- I fizycznie i umysłowo odpowiadam siedemnastolatce. - uśmiechnęłam się szeroko.- Czyli jestem w wieku taty.- zachichotałam.
- O nie moja droga. - przedrzeźniała się ze mną.- Tato ma już 114 lat.
- Oj tam.- machnęłam ręką. - Ale jego rozwój zatrzymał się na siedemnastolatku.
- Tak córeczko, ale w zeszłym stuleciu, w takim wieku było się już dorosłą osobą.
- E tam... Powiedz mi lepiej czemu budzisz mnie tak wcześnie? - spytałam uświadamiając sobie, że jest dopiero 08:00.
- Zamknij oczy. - poleciła mi, a ja zrobiłam to, o co mnie prosiła.- A teraz uważnie słuchaj.
- Mamo...- jęknęłam, lecz nie otworzyłam oczu.- Dobrze wiesz, że nie mam tak idealnego wzroku i słuchu jak inne wampiry... Jestem nim tylko w pięćdziesięciu procentach. 
- Ciiiii...- przyłożyła swój aksamitny palec do moich ust.- To na pewno usłyszysz.
Westchnęłam i skupiłam się, aby usłyszeć to co chciała pokazać mi mama... Miała rację. Zdołałam to usłyszeć już po chwili. Sztuką byłoby tego uniknąć... Nienormalne dla człowieka - a normalne dla hybryd i wilkołaków, przyspieszone bicie serca... Bum bum bum bum bum. Nie było to moje serce. Należało do kogoś innego i dobrze wiedziałam do kogo. Poderwałam się z łóżka i wybiegłam z pokoju. Dzięki moim zdolnością już po dwóch sekundach znajdowałam się w małym saloniku, naszego kamiennego domku. 
Na kanapie siedział mój tata, a obok niego mój Jacob.
-Aaaa!- pisnęłam i podleciałam do ukochanego, rzucając mu się na szyje i siadając na kolanach.- Ale się za tobą stęskniłam!- wykrzyknęłam. Jestem pewna, że dzięki dobremu słuchu, moi dziadkowie oraz wujkowie i ciocie - to usłyszeli. - Nawet nie wiesz jak bardzo!
- Wiem Nessie.- przytknął swoje miękkie wargi, do mojego policzka.- Za pewne tak bardzo jak ja za tobą.- przycisnął mnie mocno do siebie.
- I po co ta ekscytacja.- zaśmiał się tata, ale dobrze wiedziałam, że ukrywa teraz to, jak bardzo nie podoba mu się moja bliska relacja z Jacobem... Nie żeby go nie lubił, ale jestem jego córką, a on co dzień musi znosić moje czułości z wilkołakiem. Ale to nie moja wina. To efekt wpojenia, które jest silniejsze od nas. 
- Edward...- zaczął Jake.- Nie przeginaj. Ja nadal jestem zły, że przez ciebie musiałem rozstać się z Renesmee na parę dni. - posłał mu mordercze spojrzenie, ale zrobił to bardziej na żarty niż na serio. 
Jacob nie traktuje go jak "teścia", a raczej jako przyjaciela. W końcu znali się długo przed moim narodzinami i kłócili się o moją mamę... Nawet gdyby próbowali to prze de mną ukryć, nie udałoby im się to. Już w brzuchu mamy wszystko rozumiałam i co się do mnie mówi i ogólnie jak słyszałam rozmowy. Wiem, że Jacob był zakochany w mojej rodzicielce, ale ona traktowała go tylko jako przyjaciela. Cała miłość jaką ją darzył znikła w momencie gdy mnie zobaczył... Urocze. Choćby chciał nie umie już czuć do mamy tego, czego czuł przed wpojeniem. Teraz potrafi kochać tylko mnie. 
- Miałem puścić moją córcię na parę dni do La Push?- prychnął tato.- Możesz sobie pomarzyć, wilczku. - Yh... Tak.. Reachle wyjechała z Paulem - swoim chłopakiem, który również ją sobie wpoił- za miasto i ktoś musiał zająć się niepełnosprawnym Billim. Zrobił to Jake, a tata nie miał najmniejszego zamiaru mnie do niego puścić. Uznał to za karę, za to, że nie wróciłam o określonej porze do domu, ze spaceru z ukochanym... 
- Mniejsza.- westchnął i spojrzał na mnie.- Ale teraz jestem cały twój.- uśmiechnął się łobuzersko. Nie miałam żadnych wątpliwości, że robi to po to, aby zdenerwować tatę. Zaraz się wkurzy i go stąd wywali.
- Masz rację córciu.- spiorunował Jacoba wzrokiem.
- Czytasz w moich myślach?- naburmuszyłam się.
- Nie tylko w twoich.- nie spuszczał oczu z Jake'a. Słowo daję, że jakby nie był wampirem już zrobiłby się czerwony ze złości. Ciekawe o czym myśli Jake, aby wkurzyć ojca.
- Nie chcesz wiedzieć Nessie.- wycedził przez zaciśnięte zęby. Jego dar zaczyna mnie załamywać. Nie dość, że czyta w myślach, to jeszcze kilku osobom na raz!
Spojrzałam błagalnie na mamę, a ta puściła mi oczko i na chwilkę stanęła bez ruchu, po czym zadowolona założyła ręce na biodra i wyczekująco spojrzała na męża.
- Bella! Zdejmuj z niego tą tarczę!- walnął pięściom o kanapę, a my wybuchnęłyśmy śmiechem. 
- Dziękuje mamusiu.- triumfalnie się uśmiechnęłam i wstałam z kolan chłopaka, po czym podbiegłam do wampirzycy i ucałowałam jej policzek. - Chodźmy Jacob.- złapałam ukochanego za rękę i poprowadziłam do swojego pokoju. - Przebiorę się tylko i zjemy śniadanko co?- podeszłam do garderoby i zaczęłam przebierać w ciuszkach od Alice. Z ciocią mam cudny kontakt. W przeciwieństwie do mamy, uwielbiam się ładnie ubrać i jeździć na zakupy. Alice jest tym faktem wniebowzięta. 
- Dobra, ale bez żadnej krwi.- kątem oka zauważyłam jak się wzdrygnął,
- Jasne.- uśmiechnęłam się do niego szeroko,- Zrobimy jakieś pyszne - LUDZKIE- śniadanko. 
- Na serio?- zdziwił się i zmarszczył czoło.- Nessie...- westchnął.- Ja tylko żartowałem. Wiem, że wolisz krew. Ja zjem coś innego, a ty możesz się śmiało napić. 
- Nie Jacob.- posłałam mu uśmiech.- Jestem w połowie człowiekiem i mimo, że już od niemowlaka wolałam krew, normalnie jedzenie też przełknę. Nie mówię, że odstawię teraz moją wampirzą dietę, ale przy tobie będę ją hamowała, bo zdaję sobie sprawę z tego, że Cię to wybrzydza. Już mi wystarczy, że spędzasz dnie przy wampirach. 
- Renesmee naprawdę nie musisz.- podszedł do mnie i objął w pasie, po czym ucałował moja szyję.
- Ale chcę.
-JAKE!- usłyszałam z salonu głos tatusia.
- MAMO!- Jęknęłam cicho, ale wiedziałam, że ich wampirze zmysły to usłyszą.- Czemu zdjęłaś tarczę?
- Mama poszła do Cullenów.- poczułam powiew wiatru i odwróciłam się w stronę wejścia. Tata już tam stał.
- Super.- mruknęłam.- A mógłbyś łaskawie nie czytać w naszych myślach? 
- Jasne.- uśmiechnął się.- Ale nie chcę.
- Świetnie.- burknęłam i odwróciłam się na powrót do garderoby. Ale on jest nadopiekuńczy! YH! Ale mimo to strasznie go kocham i nie umiem się gniewać. Cieszę się, że rozumie nietypową miłość, która łączy mnie i Jake'a i pozwala mu tutaj przesiadywać.
- Dobre podejście córeczko.- uśmiechnął się mężczyzna, po czym podszedł do mnie i dał buziaka w policzek. - Też Cie kocham.- dodał.- No i niech wam będzie. Dołączam do Belli. - popatrzył się na Jacoba znacząco.- Jak się bardzo postaram potrafię czytać w myślach, nawet na taką odległość, więc bez głupich pomysłów, tak?- powiedział ostrzegawczym tonem.- Zrób coś nie tak, a rozszarpie Cię.
- Jasne, jasne. - mój chłopak teatralnie wywrócił oczami. 
Tata się zaśmiał i wyszedł z pokoju. 
- Bawcie się dobrze!- krzyknął jeszcze na odchodne i wyszedł z domu.
- Co powiesz na to?- spytałam Jacoba, wyciągając ten zestaw:



- Na pewno będziesz wyglądała pięknie.- powiedział z promiennym uśmiechem.- Leć się już przebrać, bo padnę z głodu.
- Idę już idę. - zaśmiałam się.- Za 120 sekund w kuchni. Mówię poważnie.- puściłam mu oczko i pobiegłam do łazienki.
Wykorzystując fakt, że jednak w połowie jestem szybką i zwinną wampirzycą, błyskawicznie rozczesałam włosy i się przebrałam. Tak jak zapowiedziałam po dwóch minutach byłam w kuchni.
- Ale mam farta.- stwierdził Indianin.
- Dlaczego?
- Bo moja dziewczyna, nie każe czekać na siebie godzinami.- zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Możemy zjeść naleśniki?- zapytałam. To w sumie smakowało mi najbardziej z ludzkiego jedzenia. Przekonałam się o tym, kiedy odwiedzałam Charliego i musiałam zmusić się do zjedzenia czegokolwiek. Dziadek przygotował wtedy właśnie naleśniki. Nawet mi zasmakowały. Nie były co prawda tak pyszne jak zwierzęca krew (ludzkiej nie pijam. Piłam ją tylko jako niemowlę, później już polowałam na zwierzęta.) ale bardzo dobre.
- Oczywiście skarbie.- powiedział i podszedł do blatu, czekając aż wyciągnę potrzebne składniki.
Kiedy je przygotowałam - Jake zabrał się za robienie śniadania, a ja mu się przyglądałam. Zawsze pijałam krew, nie mam pojęcia jak robi się ludzkie potrawy... 
- Nessie... - zaczął, przewracając jednocześnie placek na patelni. Robił to z taką precyzją, że aż się zdziwiłam, a przecież połowa mojej rodziny to wampiry, które wszystko robią perfekcyjnie.
- Tak?- zapytałam wreszcie, chcąc, aby dokończył.
- Wiesz... Podczas kiedy byłem tyle z Billim...- powiedział lekko speszony.- Yh.- westchnął.- Bardzo dużo mu o tobie mówiłem.- przyznał. - wieszcz, czasem zdarza się tak, że nie kontroluje tego. Jak długo Cię nie widzę, tęsknota robi tak, że mogę myśleć i mówić tylko o tobie. - zachichotałam cicho i chyba nawet się lekko zarumieniłam, ale dalej słuchałam uważnie.- No i... Mój tata już dawno zaakceptował, że wpoiłem sobie córkę wampira i chciałby Cię poznać...- powiedział nie odrywając wzroku od kolejnego naleśnika, który delikatnie się przysmażał.
- Twój tata, chcę mnie poznać?- wydusiłam z siebie nie mogąc wyrwać się z szoku.
- Yhy.- przytaknął.
- Ale przecież... Przecież twoje plemię tak bardzo nienawidzi wampirów. - nic nie rozumiałam. Wnuk wielkiego Alfy-Quila Ateary II, chcę poznać córkę syna Carlisl'a? 
- Tak... wampiry i wilkołaki to odwieczni wrogowie, ale mój tata rozumie moc wpojenia. Poza tym kto jak kto, on zawsze szanował twoja rodzinę mimo obrzydzenia do krwiopijców. Przepraszam... wampirów.
- Nie wiem Jake...- zawahałam się.
- Rozumiem, jak się nie zgodzisz.- uśmiechnął się. W jego oczach widziałam iskierki nadziei. Nie chciałam go zawieść, ale bałam się... Bałam się, że sobie nie poradzę, że Billy mnie nie polubi i wszystko zniszczę.
- Boję się...- przyznałam.
- Nie masz czego kochanie.
- Mam Jake...- westchnęłam.- Nie wiem jak to się mogło stać, że wpoiłeś sobie wampira.- zaśmiałam się.
- Hybrydę.- poprawił mnie szybko.
- Czy twój tato traktuje mnie inaczej niż innych wampirów?
- Myślę, że tak.- wzruszył ramionami.- Nie jesteś wampirzycą. Nie musisz pić krwi żeby przeżyć, twoje serce bije, masz ciepłą skórę, nie masz w sobie wampirzego jadu, śpisz, płaczesz i najsłodziej w świecie się rumienisz.- zaśmiał się.- Nawet nie masz 25 chromosomów. Tylko 24. Tak jak ja. -odłożył ostatniego naleśnika na talerz, wyłączył gazówkę i podszedł do mnie obejmując w pasie. - Jesteś nieśmiertelna, owszem. Tak jak ja. Więc jedyne co Billi ma do zastrzeżenia to to, że jednak jesteś tą wampirzycą w połowie co cechuje twoja biała cera, preferowanie krwi i dary. Przecież wyostrzone zmysły mam i ja. Czasem mam wrażenie, że jesteś bardziej podobna do mnie niż twoich pijawek.
- Wampirów.- poprawiłam go i musnęłam usta.- Porozmawiam z rodzicami, dobrze?- uśmiechnęłam się. 
- Dobrze.- odwzajemnił to i ponownie czule mnie pocałował.
- No już gołąbeczki, śniadanie wam stygnie. - usłyszałam chichot mamy, która nie wiem kiedy się tu pojawiła.
- Dzięki Bells. - mruknął Jacob.- A było tak miło.
- Kochanie...- do kuchni wszedł tata.- Błagam narzuć na niego tą twoją tarczę, bo jeszcze zabije chłopaka naszej córki. 
Jake prychnął. 
- Też cię lubię Edek.
Tato spojrzał na niego spode łba, a po chwili się uśmiechnął.
- Dziękuje skarbie- ucałował policzek swojej żony.
- Jemy?- zapytałam rozbawionego wilkołaka.
- Jemy.- puścił mi oczko i zasiadł do stołu.
- Co robiliście u Cullenów?- zapytałam.
- Tak sobie poszliśmy.- rodzicielka posłała mi uśmiech.- Jesz naleśniki?- zmarszczyła czoło.
- Tak.- uśmiechnęłam się dumna z siebie i wzięłam pierwszego kęsa. Pierwsze wrażenie było odrzucające, ale nie chciałam pokazać tego Jakowi, więc dzielnie wzięłam kolejnego. Z każdym gryzem stawały się smaczniejsze. Mogłabym się przyzwyczaić, ale jak Jacob będzie w rezerwacie, idę na polowanie.
- Jedz jedz skarbie.- uśmiechnął się tato.- Ale jakbyś jednak zapragnęła krwi, pozwalam Ci rzucić się na niego.- wskazał na Jacoba.
- Ha Ha Ha. Bardzo zabawne.- skomentował chłopak.
- Też tak sądzę.- powiedział i zadowolony wyszedł z pomieszczenia.










Cześć ludzie!!!!! Tak prezentuję się pierwszy rozdział. Jakoś wyszło, że cały jest z perspektywy Nessie, ale oczywiście tak nie będzie. To ulega zmianie ;) 
Mam nadzieję, że się wam podoba :D 
Jeżeli macie jakieś pytania, lub zastrzeżenia "walcie śmiało" w komentarzach z chęcią odpowiem :*

POZDRAWIAM !